IMG_3239

W Chiang Mai nie sposób się nudzić. Agencje turystyczne, które są tutaj na każdym kroku oferują wszystkie możliwe atrakcje. Każdy, nawet najbardziej wybredny turysta, znajdzie tu coś dla siebie. Kursy gotowania tajskich potraw, trekkingi po dżungli, raftingi, parki linowe, możliwość odwiedzenia tygrysów, słoni, gibonów, skoki na bungee – można by tak wymieniać bez końca. Samo miasto też jest bardzo interesujące – znajduje się w nim kilkaset Watów, marketów różnego rodzaju jest pełno, można również wybrać się na prawdziwy tajski boks. Jedno jest pewne – ciężko wyjechać z Chiang Mai niezadowolonym!

CHIANG MAI – MIASTO O WIELU TWARZACH

Przyjechaliśmy w niedzielę – w sam raz, by poszwendać się kilka godzin po cotygodniowym niedzielnym markecie. Można tutaj kupić wszystko – od kolorowych ubrań, przez zabawki, pamiątki, słynne mydełka w kształcie kwiatów po upieczone robaki. Jak do tej pory to zdecydowanie mój ulubiony tajski market. Nie przeszkadzał mi nawet szalony tłum ludzi, który sprawia, że nie można przejść przez market normalnie. Wszyscy poruszają się w iście zawrotnym tempie, jak za dawnych czasów w kolejce po bilet na PKP. Pamiętajmy, że targ ciągnie się przez całą ulicę Ratchadamnoen, czyli kilka kilometrów (plus kilka bocznych ulic). Kupiłam sobie piękną sukienkę oraz spodenki, a Damian szałowe, tajskie spodnie 😉 Spróbowaliśmy też po raz pierwszy mango sticky rice – pysznej, tutejszej potrawy – ryż, mleczko kokosowe i mango.

W Chiang Mai i okolicy jest podobno około 700 Watów. My odwiedziliśmy tylko kilka z nich, z czego dwa szczególnie rekomendujemy. Zespół świątynny Wat Phra Sing, czyli “klasztor lwiego pana” powstał w XIV wieku. Jest to kompleks obejmujący kilka świątyń, kaplic i piękną bibliotekę. Drugim miejscem zdecydowanie wartym odwiedzenia jest Wat Doi Suthep, wraz z otaczającym go parkiem. Jest on oddalony 16 kilometrów od miasta i znajduje się na wysokości 1053 m n.p.m. Góra, na której położona jest świątynia, nosi nazwę po pustelniku otaczanego głęboką czcią, który żył niegdyś na jej zboczach.

Do samego Watu prowadzą schody z ponad 300 stopniami. Świątynia jest darzona głęboką czcią, ponieważ mieści relikwie Buddy. Dodatkowym atutem są piękne widoki na Chiang Mai. Z pewnością byłyby jeszcze piękniejsze, gdyby nie chmury, które przykryły większość nieba. Ponoć to w tym miejscu częste zjawisko, dlatego pamiętajcie o zabraniu czegoś ciepłego do ubrania. Ja zmarzłam niemiłosiernie (szczególnie, że przyjechaliśmy tam na skuterze). 5 kilometrów za świątynią mieści się pałac królewski z ogrodami róż i storczyków. Niestety jak tam przyjechaliśmy był już zamknięty (czynny do 15:30).

Postanowiliśmy również wybrać się na prawdziwy tajski boks. Jeszcze nie do końca pojmuję zasady obowiązujące w tym sporcie, ale i tak było to bardzo fajne doświadczenie. Walki odbywają się co noc, przeciętnie 5-8 różnych jednego wieczoru – w jednej z nich walczą dziewczyny, a inna często jest walką specjalną np. boks tajski z zakrytymi oczami.

 

NOCLEG W CHIANG MAI

W Chiang Mai jest mnóstwo hosteli, guesthouse’ów czy wysokiej klasy hoteli. My zdecydowaliśmy się kolejny raz skorzystać z Couchsurfingu i zatrzymaliśmy się u Carol – przemiłej Amerykanki, mieszkającej w Tajlandii od 4 lat (wcześniej spędziła 21 lat na Fiji). Carol jest bardzo aktywnym Hostem – w jej domu cały czas przewijają się Couchsurferzy z całego świata. Wraz z nami mieszkały u niej dziewczyny ze Szwecji, para z Walii, Amerykanka, Rosjanin mieszkający w Nowym Jorku oraz Chinka. Spędziliśmy razem miły wieczór zajadając pyszna lazanię zrobioną przez Josha z Walii 🙂

TIGER KINGDOM

Bardzo długo zastanawialiśmy się czy odwiedzić to miejsce. Opinie naszych znajomych i osób napotkanych w Chiang Mai były bardzo podzielone. Część z nich krytykuje pomysł hodowania jakichkolwiek zwierząt w tego typu ośrodkach i uważa, że tygrysy w Tiger Kingdom muszą być faszerowane narkotykami, skoro można je dotykać i przytulać. Druga strona twierdzi, że skoro jest to gatunek, któremu grozi wyginięcie, jak najbardziej można trzymać te zwierzęta w niewoli i sztucznie rozmnażać. Są zdania, że najedzone wielkie koty, od najmłodszych lat wychowywane wśród ludzi, nie mają powodów by atakować ludzi. Z czego wynika, że nie muszą być odurzane jakimikolwiek środkami.

Ostatecznie postanowiliśmy przekonać się o tym wszystkimi sami – w końcu okazja do dotknięcia takiego zwierzaka może się już nigdy nie powtórzyć.

Ośrodek znajduje się Mae Rin, 16 kilometrów od Chiang Mai. Tygrysy są podzielone według wieku – malutkie (2-4 miesiące), małe (5-10 miesięcy), średnie (11-15 miesięcy) oraz duże (ponad 16 miesięcy). Można zobaczyć (i dotknąć, pogłaskać) jeden rodzaj tych zwierzaków lub wykupić pakiet (np. mały i duży tygrys). Po obserwacji wielkich kotów zza barierek zdecydowaliśmy się odwiedzić najmniejsze i największe osobniki. Na wejście nie czekaliśmy długo (podobno niekiedy kolejki są ogromne).

Przed spotkaniem z najmniejszymi tygryskami należy zmienić obuwie, umyć ręce i zostawić wszystkie swoje rzeczy w szafce (można wziąć tylko aparat fotograficzny lub telefon). Maluchy są przeurocze! Trafiliśmy na porę zaraz po karmieniu, więc kilka z nich spało, ale niektóre były chętne do zabawy. Niestety nie można ich brać na ręce, bo lubią gryźć i drapać, niektórzy mieli to szczęście, że tygrys sam na nich wszedł, na musiała wystarczyć zabawa bambusowym kijkiem, ale nie narzekamy. Jedyne co nam się nie spodobało to fakt, że nasz przewodnik (trener, opiekun maluchów) poprosił nas o wyjście przed upływem obiecanych 15 minut. Zamiast upomnieć się o swoje, nieco zdezorientowani niechętnie wyszliśmy.

Do dużych tygrysów kolejka była nieco większa. W sporej klatce było kilka wielkich kotów, a wśród nich tylko jedna tygrysica (zdecydowanie mniejsza od pozostałych zwierząt). Przytulić się do dorosłego tygrysa – niezapomniane uczucie! Byliśmy też świadkiem, jak jeden osobnik warczał na wszystkich trenerów, ponieważ chcieli mu odebrać kawałek drzewa. Zdecydowanie nie wyglądał i nie zachowywał się jak odurzony jakimikolwiek narkotykami! Tym razem nie popełniliśmy tego samego błędu, co przy maluchach – gdy opiekun oznajmił, że powoli musimy wychodzić, poprosiliśmy o kilka dodatkowych minut ze zwierzakami.

Należy również dodać, że po zakupieniu jakiegokolwiek biletu, można swobodnie obserwować wszystkie rodzaje tygrysów – łącznie z nowo narodzonymi. W Tiger Kingdom średnio co miesiąc przychodzą na świat kolejne tygrysiątka – można obserwować te maleństwa z pewnej odległości (nie można ich dotykać, ponieważ jeszcze nie mają do końca sprawnego układu odpornościowego). Obecnie w ośrodku przebywa ponad 100 tych pięknych zwierząt. Gdy dany osobnik ukończy 3 lata, przechodzi na emeryturę do innego miejsca, aktualnie zamkniętego dla zwiedzających.

Nie wydaje mi się, żeby tygrysy w Tiger Kingdom były czymkolwiek faszerowane. Widzieliśmy sporo zwierząt bawiących się ze sobą nawzajem, biegających po wybiegu. Ośrodek jest zadbany, czysty, koty wydają się być dobrze traktowane. Najbardziej przeszkadza mi fakt, że są traktowane jak towar w sklepie. Jednak z drugiej strony skądś muszą mieć pieniądze na leki, pokarm i utrzymanie całego ośrodka. Ostatecznie nie żałuję swojej decyzji – chętnie wybrałabym się tam ponownie (niestety ceny biletów są spore).

Jakie macie zdanie na temat tego typu miejsc? Jesteście absolutnie przeciwko jakiejkolwiek formie trzymania dzikich zwierząt w niewoli? Czy przykładowo argument, żeby ochronić dany gatunek przed wyginięciem Was przekonuje? Zapraszam do dyskusji! [EDIT, 16.08.18] Z biegiem lat nieco zmieniłam zdanie na ten temat. Żałuję, że wybraliśmy się do Tiger Kingdom o czym szczegółowo piszę w tekście o 7 grzechach podróżników.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

(10 batów = około 1 zł)

– bus z Umphang do Chiang Mai – 330 batów;
– wypożyczenie skutera na 24h – 200-300 batów;
– benzyna – 100-130 batów cały bak w skuterze;
– Tiger Kingdom – od 500 batów;
– Boks tajski – 300-600 batów;
– wejście do Wat Doi Suthep – 30 batów;
– krótkie spodenki – od 40 batów;
– sukienki – od 150 batów;
– mango sticky rice – od 30 batów
ZAREZERWUJ NOCLEG w Chiang Mai.

PIĄTKI Z PODRÓŻY

Pamiętajcie o projekcie Piątki z podróży. Wy również możecie przekazać symbolicznego piątaka! ;)
Fundacja „Król i Smok”
Nr konta: 21 1020 5242 0000 2102 0324 1874
Adres:
PKO BP O 9 we Wrocławiu
ul. Grabiszyńska 240
53-235 Wrocław

INNE TEKSTY O TAJLANDII

1. Tajlandia – informacje praktyczne
2. Ao Nang i Railay – rajskie plaże
3. Wolontariat ze słoniami w Thom’s Elephant Camp
4. Tajskie wyspy (Koh Lanta, Koh Tao i Koh Phangan)
5. 4 dni w Bangkoku
6. Beztroskie Pai
7. Od Kanchanaburi po Sukhothai
8. Trekking w Umphang

Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM. Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (co 2-3 tygodnie wysyłam osobiste listy, z niepublikowanymi wcześniej informacjami i zdjęciami), subskrybowania naszego KANAŁU NA YOUTUBE oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do dalszej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!

zarezerwuj pokójrevolut bonus Jeśli przydały Wam się porady zamieszczone na Gadulcu i jesteście w trakcie planowania własnej podróży, będziemy bardzo wdzięczni za dokonanie rezerwacji przez powyższe linki. Nie martwcie się – to nie wpłynie na cenę noclegu, samochodu czy lotu, a dzięki prowizji będziemy mogli dalej rozwijać bloga. W prezencie od nas macie również 25zł przy otwarciu konta w Revolut. Dzięki! :)