Do tej pory wypowiadałam się o Azji prawie wyłącznie w superlatywach. Jednak nie zawsze było tak kolorowo. Wiele rzeczy czy zachowań w krajach, które odwiedziliśmy, bardzo nas denerwowało. Oto moja subiektywna lista wad krajów azjatyckich (lub ich mieszkańców):
1. Wszechobecni turyści
Nie dość, że było ich mnóstwo, to prawie zawsze mieli więcej pieniędzy od nas i wyjątkowo się z tym obnosili. Czasami myślałam, że zrobią konkurs pt. kto wyżej rzuci plikiem banknotów. Rozdawali dolary wszystkim, zawsze i wszędzie, bo „to dziecko tak słodko na mnie patrzy”. Szkoda tylko, że to dziecko powinno być w szkole, a pieniędzy od białego człowieka i tak raczej nie przeznaczy na podręcznik czy jedzenie (wręczanie gotówki dzieciakom odradzała nam między innymi wietnamska przewodniczka).
W dodatku większość turystów nawet nie myśli o negocjowaniu cen. Przecież „Azja południowo-wschodnia jest taka tania to zapłacę 10 euro za 50-kilometrową trasę”. I nie pomyśli, że w swoim kraju zapłaciłby 12 euro i że chyba coś tu jest nie tak. Po co zwracać uwagę na to, że miejscowi płacą za tą samą trasę, w tych samych warunkach 0,5 euro? A potem przychodziliśmy my i zbijaliśmy te ceny. Czasami Azjaci patrzyli na nas nieco dziwnie (przecież biały człowiek = chodzący portfel, więc o co nam chodzi?). Ale jakoś dawaliśmy radę. Co nie zmienia faktu, że turyści nas wkurzali. Oczywiście z pewnymi wyjątkami.
2. Ceny
Miało być tanio. Bardzo tanio. Nie wiem co sobie wyobrażałam, ale na pewno nie to, że za wejście do świątyni my, biali, płacimy 20$, a miejscowi 2$. To chyba lekkie przegięcie? Poza tym funkcjonując normalnie, nie da się wydawać w Azji kilka dolarów dziennie. Chyba, że zawsze jeździ się stopem, śpi pod namiotem, nie je się mięsa, nigdy nie kupuje się pamiątek/kawy/owocowych shake’ów/innych pyszności i omija się większość atrakcji. Ale to raczej nie brzmi jak wymarzona podróż.
3. Kierowcy tuk-tuków
Ja wiem, że to niewdzięczna praca, że oni mają na utrzymaniu wieloosobowe rodziny na wsi, że harują po 15 godzin dziennie. Ale czy oni naprawdę myślą, że jak wychodzę po 13-godzinnej jeździe autobusem i rzuca się na mnie 10 facetów z okrzykami „where you go sir?”, „center?”, „I know cheap hostel” to ja będę chciała gdziekolwiek z nimi jechać? Przez pierwsze tygodnie uprzejmie mówiłam „thank you” i odchodziłam dalej. Potem przestałam w ogóle się odzywać i uciekałam. Parę razy nie wytrzymałam i odwarknęłam coś niezbyt miłego.
Kierowcy, którzy na siłę obwożą cię po sklepach z garniturami i innymi pierdołami, żeby dostać zwrot benzyny to już w ogóle inna bajka. Nie dla dzieci.
4. Kierowcy taksówek
Spieszysz się na pociąg/autobus/samolot (niepotrzebne skreślić)? Machasz ręką jak opętany przy głównej drodze dajmy na to w Bangkoku. I co? Co chwilę ktoś się zatrzymuje, ale jak mówisz gdzie chcesz jechać to odjeżdża/kręci głową i odjeżdża/nie zgadza się włączyć taksometru i odjeżdża/mówi, że są korki i odjeżdża (niepotrzebne skreślić). Myślisz, że tak postąpi 1 kierowca na 10? Mylisz się! Tak postąpi zdecydowana większość! I jak tu być spokojnym?
Jak ktoś wreszcie zgodzi się podwieźć cię tam gdzie chcesz jechać to nie ciesz się za bardzo.
5. Agencje turystyczne
Jest ich miliard. Niczym się od siebie nie różnią. Każda oferta wygląda identycznie. Cena też jest taka sama. W Wietnamie jest nieco inaczej i można się targować. Ale za to wycieczki są często robione pod „chińskich turystów” – wszystko dzieje się szybko, chodzimy z miejsca na miejsce, sikamy wtedy kiedy każą, kupujemy to co nam wskazują. Generalnie czasem miałam wrażenie, że obchodzą się z nami – białymi – jak z jajkami. Mieliśmy wyznaczone specjalne „turystyczne tunele”, czyli takie ścieżki, z których nie można za bardzo zbaczać. A warto zboczyć, bo wtedy poznaje się prawdziwy kraj. Niestety niekiedy miejscowi strasznie to zbaczanie utrudniają.
6. Śmieci
Nie uczą ich tego w szkołach, rodzice są fatalnym przykładem, ale po prostu nie mogłam zdzierżyć tego, że Azjaci wyrzucają wszystko za okno. Jedziemy busem czy tuk-tukiem, ktoś je loda/zupkę chińską i bum – papierek ląduje na ulicy. Jeśli chodzi o śmieci to najgorzej było w Indonezji. Chociaż nigdy nie byłam w Indiach, więc nie wiem co to prawdziwy brud i syf.
7. Karaluchy, szczury i inne paskudztwa
Myślałam, że będzie gorzej. Ale nawet po kilku miesiącach na widok kilkucentymetrowego karalucha robiło mi się gorąco i zaczynałam piszczeć. No nie mogę się przekonać do tych „zwierzątek”. Są obrzydliwe. Szczególnie jak jesz kolację, a taki przyjemniaczek chodzi koło twojej stopy! Nie zapomnę też nigdy jednej z pierwszych nocy w Bangkoku – siedzimy w samym centrum, na jakimś ulicznym markecie, pijemy piwko, jest miło i przyjemnie, a nagle wielki szczur przebiega przez drogę. I jak tu nie krzyczeć? Z drugiej strony trudno im się dziwić skoro Azjaci uwielbiają śmiecić (patrz punkt wyżej).
8. Cywilizacja
Zaznaczam, że byłam w Azji południowo-wschodniej po raz pierwszy (stąd ten podpunkt). W życiu nie spodziewałam się czegoś takiego. Nawet w najmniejszej, najskromniejszej i najbardziej prymitywnej bambusowej chatce jest telewizor. Każdy ma telefon komórkowy. Nierzadko z internetem. Najczęściej 4G. W Tajlandii nastolatkowie nie odrywają wzroku od swoich smartfonów. Z resztą nie tylko w Tajlandii. Rozmowa? Po co, przecież mam arcyciekawą grę w telefonie. Może to dobrze, że tak szybko wszystko się rozwija. Ale z drugiej strony nie spodziewałam się, że te wszystkie kraje są aż tak podobne do państw europejskich, USA czy Kanady… Chyba oczekiwałam czegoś innego.
Ufff. Teraz trochę mi lepiej. W końcu pisząc ten post siedzę sobie w czyściutkiej Norwegii, w której wszystko chodzi jak w zegarku. Na samo wspomnienie o azjatyckim chaosie… mam uśmiech na twarzy. Bo tak naprawdę, mimo tych wszystkich wad, bardzo tęsknię za turystyczną Tajlandią, nudnawym Laosem, malutką Kambodżą, przeludnionym Wietnamem, brudną Indonezją i drogą Malezją. I za perfekcyjnym Singapurem, ale on nie spełnia wyżej wymienionych podpunktów.
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM! Zachęcam również do zapisywania się do NEWSLETTERA (ramka pod spodem) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!