W lipcu odczuwałam coraz większy podróżniczy głód. Marzyłam o jakimkolwiek zagranicznym wyjeździe, więc gdy moja koleżanka Gosia podłapała hasło „zróbmy sobie babski wyjazd w sierpniowy weekend” byłam przeszczęśliwa. Padło na Irlandię, a dokładniej drugie co do wielkości miasto tego kraju – Cork. To drugi, po Malediwach, nowy kraj, który udało mi się odwiedzić w dziwacznym, 2020 roku.
Południowo-zachodnia Irlandia – atrakcje, które warto zobaczyć
Spędziłyśmy w Irlandii 3 bardzo intensywne dni. Miałyśmy niewiarygodne szczęście do pogody – niektórzy mieszkańcy mówili, że to był najpiękniejszy weekend w tym roku i jeden z najcieplejszych od wielu lat. Skupiłyśmy się na południowo-zachodniej części kraju odwiedzając m.in. urokliwą miejscowość Kinsale, punkt widokowy Knockomagh czy The Beacon. Udałyśmy się również do zachwycającego widokami Mizen Head, a z naszymi fantastycznymi Hostami z Airbnb przejechałyśmy słynny szlak turystyczny Ring of Kerry.
DZIEŃ I: lotnisko → Kinsale i fort Charles → Tragumna → Beacon Point
Po przylocie na opustoszałe lotnisko w Cork (był wczesny poranek, a większość sklepów i restauracji była nieczynna) i sprawnym wypożyczeniu naszej Turbo-Mikry udałyśmy się do malowniczego Kinsale. Trasa zajęła nam niecałe pół godziny, bo musiałam oswoić się z lewostronnym ruchem i bardzo wąskimi drogami (uważajcie! Irlandczycy nie należą do najlepszych kierowców świata 😉).
Mieścina dopiero budziła się do życia – poza nami spotkałyśmy jedną czy dwie grupki turystów i pojedynczych mieszkańców Kinsale. Włóczyłyśmy się pustymi uliczkami, podziwiałyśmy port jachtowy niegdyś będący bazą morską i rozkoszowałyśmy się pierwszą, irlandzką kawką. Ciekawostka: miasto słynie z ciekawej kuchni, co roku odbywa się tutaj Festiwal Smakoszy (Kinsale Gourmet Festival).
Po obu stronach wejścia do portu mieszczą się dwa forty: Charles Fort oraz James Fort. Udałyśmy się do pierwszego z nich – wybudowanego w 1670 roku. Wstęp był bezpłatny (przez pandemię, w poprzednich latach pobierano opłatę), na teren fortu wpuszczano określoną liczbę ludzi i obowiązywał nakaz zachowania odpowiedniej odległości.
Lunch (przywieziony z Polski) zjadłyśmy na plaży Tragumna. W międzyczasie, typowo irlandzki, deszczowy i mglisty poranek przekształcił się w słoneczne, piękne popołudnie. Po krótkiej drzemce i spacerze ruszyłyśmy dalej – do punktu widokowego The Beacon koło Baltimore. „Beacon” to coś pomiędzy latarnią morską, a boją świetlną. Lokalnie jest znana jako „Żona Lota” (nawiązanie do biblijnej powieści, w której kobieta zamieniła się w słup soli).
Dzień zakończyłyśmy na przemiłej pogawędce z naszymi Hostami w wielkim domu pośrodku niczego. Z całego serca polecamy tę miejscówkę (aktualnie, przez pandemię, nie przyjmują gości – podrzucę linka do ich profilu na Airbnb jak tylko się to zmieni)!
DZIEŃ II: Knockomagh Wood Summit → Mizen Head → Glengariff → Gougane Barra
Drugi dzień zaczęłyśmy od pieszej wycieczki na szczyt Knockomagh koło jeziora Lough Hyne. Dziki las, obłędna zieleń, huśtawka na starym korzeniu – to tylko część atrakcji, które czekały na nas w drodze. Po dotarciu do celu prawie godzinę zachwycałyśmy się cudownym widokiem na okoliczne pola, łąki, jezioro i morze celtyckie.
Mizen Head to najbardziej wysunięty punkt Półwyspu Mizen. To również jedno z najpopularniejszych miejsc w południowo-zachodniej Irlandii. Nic dziwnego – oszałamiające klify, latarnia morska, fotogeniczny most i liczne punkty widokowe sprawiają, że żal opuścić ten spot. Więcej na temat Mizen Head przeczytacie np. na blogu Moja Zielona Irlandia.
W drodze do Mizen Head przejeżdża się koło ogromnej plaży Barley Cove. Z góry, w czasie słonecznego dnia, ta okolica wygląda jak tropikalne wyspy, a nie Irlandia!
Kolejnym przystankiem na naszej trasie była urocza miejscowość Glengariff. Wybrałyśmy się na krótki spacer (chciałyśmy popłynąć w mały rejs, ale niestety łódki już nie kursowały), spróbowałyśmy Irish Coffee i zjadłyśmy pyszne ciacho.
Ostatnią atrakcją tego dnia było Gougane Barra. Jest to przepiękne jezioro położone pomiędzy górami, z maleńką wyspą, na którym znajduje się kościółek. Ponoć pierwsze monastyry powstały tu już w VI wieku n.e. To wtedy, na wyspie, mieszkał Święty Findbar z Corku (stąd nazwa kaplicy St Finbarr’s Oratory). Kościółek, który mieści się tam aktualnie został zbudowany w XIX wieku.
DZIEŃ III: Park Narodowy Killarney (wodospad Torc, pałac i ogrody Muckross House, opactwo Muckross Abbey, Gap of Dunloe) → Ring of Kerry → plaża Derrynane → miasteczko Sneem
Trzeci dzień był zdecydowanie najbardziej napakowany atrakcjami. Na wycieczkę pojechałyśmy razem z naszymi Hostami – Tomkiem i Cynthią (fantastyczne polsko-brazylijskie małżeństwo).
Zaczęliśmy od Parku Narodowego Killarney, w którym zobaczyliśmy m.in. wodospad Torc czy piękne ogrody i pałac Muckross House w stylu wiktoriańskim z 1843 roku. Spore wrażenie zrobiło na mnie opactwo Muckross Abbey wzniesione w 1448 roku jako klasztor Franciszkanów. Przez lata budynek był wielokrotnie napadany, niszczony i odbudowywany. Aktualnie jest opuszczony, ale zachowany w dobrym stanie. Na dziedzińcu rośnie ogromne drzewo, które nadaje tajemniczości i mistyczności temu miejscu.
Moim zdaniem najpiękniejsze widoki w Parku Narodowym Killarney są na Przełęczy Dunloe, która oddziela od siebie dwa górskie pasma – MacGillycuddy’s Reeks oraz Purple Mountain Group. Jest to mekka tutejszych wspinaczy. Jeśli macie więcej czasu warto wybrać się na 2-3-godzinny spacer. Inna opcja to wynajem bryczki lub przejażdżka samochodem (droga jest publiczna – znaki z zakazem przyjazdu są nielegalne). UWAGA: momentami droga jest bardzo wąska, trzeba być naprawdę dobrym kierowcą, mieć oczy dookoła głowy i uważać, żeby nie potrącić pieszych, turystów czy nie spłoszyć koni!
Następnie przejechaliśmy pozostałą część słynnego Pierścienia Kerry (Ring of Kerry). Jest to widokowa trasa po półwyspie Iveragh licząca około 180 kilometrów. Wiedzie przez wioski rybackie, niewielkie góry, a praktycznie całość biegnie wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. Na koniec zatrzymaliśmy się na odpoczynek na plaży Derrynane – było tak ciepło, że Cynthia i Gosia kąpały się w oceanie!
Nie mogłyśmy opuścić Irlandii bez spróbowania słynnej zupy rybnej oraz fish&chips. Tuż przed zmrokiem zatrzymaliśmy się w mieścinie Sneem. Najpierw zjedliśmy rybki, frytki i gęstą zupę w klasycznej restauracji. Jednak Tomek stwierdził, że to nie było prawdziwe fish&chips, więc kupił rybę smażoną w głębokim oleju w małej knajpce koło parku, serwującej jedzenie tylko na wynos. To był strzał w dziesiątkę! Przepyszna rybka w idealnej panierce z sosem typu tatarski (podana w papierze!) – palce lizać!
Irlandia – mapa atrakcji
Okolice Cork zachwyciły mnie zielenią. Nigdy wcześniej nie jeździłam drogami, które były wręcz otoczone zielonymi pnączami! Irlandzkie krajobrazy mnie zachwyciły, a piosenki śpiewane z Gosią na trasie dodały skrzydeł. Nie wspominając o rozmowach, które przeprowadziłyśmy z naszymi Hostami oraz ich wielkim domu pośrodku niczego, w którym można było odnaleźć szczęście i spokój. Cała nasza podróż trwała tylko 3,5 dnia, ale dostarczyła mi energii na kolejne tygodnie. Na pewno wrócę do Irlandii – chciałabym zobaczyć więcej klifów i majestatycznych zamków, a dodatkowo napić się pysznego piwa, w prawdziwym, irlandzkim barze (które przez pandemię były nieczynne…).
Informacje praktyczne
- lot Wrocław-Cork-Wrocław – 220 zł (Ryanair),
- prywatny, dwuosobowy pokój z łazienką w genialnym, wielkim domu (do dyspozycji kuchnia, ogród, salon) – 585 zł za 3 noce,
- samochód z pełnym ubezpieczeniem – 330 zł (na 3 dni),
- zakupy spożywcze na 3 doby dla 2 osób (przygotowywałyśmy sobie lunche na wynos) – 55 EUR,
- fish&chips – od 7 EUR (zależy gdzie, w ładnej restauracji czy na wynos w papierze – takie są najlepsze ;)),
- cappuccino – ok. 2,50-3 EUR,
- wstęp do Mizen Head – 7,50 EUR,
- benzyna – 55 EUR (na ok. 800 km),
- aktualne informacje na temat podróży do Irlandii sprawdzajcie TUTAJ.