Julia to pozytywnie zakręcona blondynka, która zrobiła niebywałą (przynajmniej w moich oczach) rzeczy i… wydała dwie książki w ciągu jednego roku! Miałam przyjemność przeczytać obie pozycje, zresztą recenzję książki „Gdzie jest Julia?” znajdziecie TUTAJ. Co najlepsze, drugą publikację Julii otrzymałam od niej osobiście, tuż po prelekcji we wrocławskim Wędrówki Pub. Akurat czytałam wtedy kilka innych tytułów, dlatego recenzja pojawia się na moim blogu dopiero teraz. Dla kogo jest ta książka i czy warto po nią sięgnąć, jeśli nie wybiera się do Australii w najbliższym czasie? Już odpowiadam!
KIM JEST JULIA?
Aby dowiedzieć się czegoś więcej o autorce najlepiej zajrzeć na JEJ BLOGA. W wielkim skrócie: kilka lat temu Julka rzuciła w miarę uporządkowane życie w Warszawie i wyruszyła w kilkumiesięczną podróż po świecie (właśnie o tym pisze w swojej pierwszej książce). Na drugim końcu świata poznała Sama, który jest Australijczykiem polskiego pochodzenia. Zakochali się w sobie, on poleciał za nią do Nowej Zelandii i Ameryki Południowej, a ona za nim do… Australii. Tyle, że na dłużej. Postanowili, że zamieszkają w Brisbane – na wschodnim wybrzeżu kraju (Sam pochodzi z Melbourne, ale przeniósł się na wschód tuż przed poznaniem Julii). Książka to podsumowanie minionych czterech lat – to przewodnik, pamiętnik i poradnik w jednym.
ŻYCIE W AUSTRALII
Autorka w dużym stopniu skupia się na opisaniu swoich własnych przeżyć w tym kraju oraz jak najdokładniejszym przedstawieniu Australii i Australijczyków. Okazuje się, że nie jest to 100% raj na ziemi – nawet kraina kangurów ma swoje wady, a mieszkanie na drugim końcu świata i przyzwyczajenie się do nowych zasad i reguł to ciężkie zadanie. Co nie znaczy, że Julia dużo narzeka i marudzi! Szczerze opisuje mieszkańców Brisbane, australijską Polonię, nie zawsze przyjemną pracę i tęsknotę za rodziną. Pokazuje wszystkie plusy i minusy życia na emigracji w kraju, który wiele osób idealizuje. Dzięki temu nawet, gdy czytelnik całe życie mieszkał w Polsce, jest w stanie zrozumieć autorkę i standardy panujące w tym odległym kraju.
CIEKAWOSTKI I PRAKTYCZNE PORADY
Ogromną zaletą książki są liczne ciekawostki o Australii i jej mieszkańcach oraz przedstawienie najważniejszych historycznych faktów (nie zawsze chlubnych). Przykładowo dowiadujemy się dużo o trudnej sytuacji Aborygenów i specyficznego nastawienia Australijczyków do tego drażliwego tematu. Mnie osobiście zaskoczyło, że mieszkańcy krainy kangurów tak bardzo cenią sobie dobrą kawę oraz że dość łatwo spotkać w tym kraju… dzikie wielbłądy!
Kolejnym plusem są praktyczne wskazówki, których w „Julia jest w Australii” zdecydowanie nie brakuje! Znajdziemy tu przykładowe trasy idealne na kilkudniowe lub kilkutygodniowe road tripy (m.in. z Brisbane do Sydney czy z Broome do Kununurry). Pomocne są również wskazówki mieszkańców danego regionu (Sydney, Melbourne, Adelajdy czy Perth) – należy zaznaczyć, że Julia ze swoim partnerem Samem na co dzień mieszkają w Brisbane, ale zobaczyli dużo innych interesujących miejsc. Dodatkowo, na końcu książki są umieszczone wszystkie najważniejsze informacje, z którymi należy zapoznać się przed podróżą (podpowiedzi dotyczące lotów, transportu, noclegów, wyżywienia itp.) oraz świetne zdjęcia, które tylko nakręcają naszą wyobraźnię.
ŻYCIE OSOBISTE
Każdy kolejny rozdział to inny etap życia Julii na emigracji. Początkowa ekscytacja nowym krajem, ludźmi, innymi zwyczajami po jakimś czasie przeradza się w tęsknotę. Ta zaś prowadzi do różnego rodzaju kryzysów i problemów, z którymi boryka się autorka. Czytelnik widzi zmiany, które zachodzą w jej podejściu do Australii oraz Polski. Dla mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie, może dlatego, że sama nigdy na tak długo nie wyjechałam z kraju (w Azji spędziłam 6 miesięcy i była to wieczna podróż, więc całkiem inna sytuacja; wcześniej 5 miesięcy mieszkałam we Francji, ale dwa razy wróciłam do Polski – od domu dzieliło mnie kilka, a nie kilkadziesiąt godzin lotu). Pomiędzy barwnymi opisami krainy misia koali oraz Aussie (lub Ozi – tak mówi się zdrobniale na Australijczyków) poznajemy Julię, jej znajomych, życie codzienne. Razem z nią przeżywamy dobre i złe chwile, starając się zrozumieć australijską rzeczywistość.
KTO POWINIEN PRZECZYTAĆ „JULIA JEST W AUSTRALII”?
Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich osób, które wybierają się do tego kraju albo są nim zafascynowane. Z pewnością spodoba się także Polakom mieszkającym na stałe za granicą (niekoniecznie w Australii). Powinny ją przeczytać ci, którzy od dawna chcą coś zmienić w swoim życiu, ale się boją. To również dobra lektura dla ludzi, którzy po prostu lubią książki o podróżach i chcą się czegoś dowiedzieć o obcym kontynencie. To idealny tytuł na wakacje – przyjemna opowieść o odnalezieniu szczęścia daleko od domu (i o tym, że droga do tego szczęścia zawsze jest wyboista). To także dobra rozrywka – przyda się zarówno na plaży, w samolocie, jak i nad jeziorem czy w górskim schronisku. Dzieło możecie kupić TUTAJ (dostępny także ebook).
CZY COŚ MI SIĘ NIE PODOBAŁO?
Jedyne poważniejsze zastrzeżenia budzą we mnie angielskie wstawki, które są pozostawione bez polskiego tłumaczenia. Być może chodziło o to, żeby bardziej wczuć się w australijski klimat, jednak uważam, że nie każdy czytelnik musi znać język angielski. Po prostu przydałyby się przypisy (warto zaznaczyć, że w zdecydowanej większości są to proste zdania czy hasła).
Jak już wcześniej wspomniałam – poznałam Julię osobiście w 2016 roku. Okazała się fantastyczną, ciepłą, pogodną i życzliwą osobą. Chyba jeszcze fajniejszą, niż sobie wyobrażałam czytając Jej bloga. Cieszę się, że tak dobrze Jej się wiedzie i trzymam za nią mocno kciuki (za Sama oczywiście też!). Dlatego tym bardziej zachęcam Was do przeczytania obu książek i odwiedzenia Where is Juli + Sam.
INNE RECENZJE KSIĄŻEK
1. „Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę” Tony Kososki
2. „Kołem się toczy” Karol Werner
3. „Chiny od A do Z” Łukasz Szoszkiewicz i Jakub Staniszewski
4. „Rodzina bez granic w Ameryce Środkowej” Anna Alboth