Gdy po raz pierwszy znalazłam się na placu Jama’a el-Fna chciałam jak najszybciej uciekać do hostelu. Tłum ludzi, naciągacze, wrzaski, tysiące kolorów, zapachów i smaków. Był wieczór, plac tętnił życiem, ale cały czas miałam wrażenie, że ktoś chce mnie okraść lub oszukać. Nie podobało mi się, stwierdziłam, że sto razy bardziej wolę Azję południowo-wschodnią. Dopiero, gdy zaczęłam odkrywać Marrakesz na spokojnie, znalazłam swoje ulubione knajpki i zaułki, zmieniłam zdanie. To miasto jednak da się lubić!
ZAKUPOWE SZALEŃSTWO
Marrakesz z pewnością polubią wszyscy fani zakupów. Jest tu mnóstwo tak zwanych suków, czyli bazarów, które zajmują sporą część starego miasta (medyny). Suki dzielą się na tematyczne obszary – przykładowo w jednym miejscu znajdziemy wyroby ze skóry, w innym porcelanę, a jeszcze gdzie indziej kupimy przyprawy. Należy pamiętać, że targowanie ze sprzedawcami jest wręcz wskazane. Bez problemu pierwszą cenę powinniśmy zbić o 50, a nawet 70%. Warto najpierw rozejrzeć się, porównać towary i ceny, a dopiero potem przystąpić do negocjacji. Co najlepiej przywieźć z Maroka? Moim zdaniem doskonałą pamiątką są chusty, biżuteria, kosmetyki (szczególnie olejek arganowy, czarne mydło oraz „magiczne” pomadki do ust – są żółte lub zielone, a nadają wargom różowy bądź czerwony kolor), dywany oraz przyprawy i herbaty.
Nawet gdy ktoś nie przepada za zakupami powinien przejść się po sukach. Chodzenie po krętych uliczkach i obserwacja chaosu, w którym (o dziwo!) są pewne reguły daje naprawdę dużo radości.
WIZYTA W GARBARNI
Niestety nie byłam w Fezie, gdzie znajduje się największa marokańska garbarnia, ale uważam, że będąc w Marrakeszu koniecznie należy odwiedzić to miejsce. Warto zobaczyć w jaki sposób i w jak ciężkich warunkach jest oporządzana skóra. Praca garbarza nie należy do najłatwiejszych: nie dość, że smród przy wysokich temperaturach bywa naprawdę trudny do zniesienia, to w dodatku substancje, w którym przetrzymuje i płucze się skórę są żrące. Mężczyźni muszą chodzić w kaloszach sięgających za udo i grubych, gumowych rękawicach po pachę.
Przed wejściem zazwyczaj stoi jakiś tajemniczy jegomość, rozdaje miętę dla wrażliwych nosów turystów (i chwała mu za to!), a następnie za parę dirhamów opowiada o całym procesie produkcji skórzanych wyrobów. Na końcu oczywiście zabiera nas do sklepu ukrytego w jednej z pobliskich uliczek – produkty, które w nim znajdziemy są naprawdę piękne i porządnie zrobione, jednak ceny bywają bardzo wygórowane.
ARCHITEKTONICZNE PEREŁKI
Pasjonaci historii i/lub architektury koniecznie powinni odwiedzić dwa miejsca: Pałac El-Bahia oraz pozostałości po Pałacu El-Badi. Ten pierwszy to luksusowa rezydencja wezyra Bou Ahmeda wzniesiona około 1890 roku. Wewnątrz znajduje się kilka sal, dziedziniec wyłożony maleńkimi kolorowymi kafelkami i piękny ogród z fontannami, palmami i kwitnącymi krzewami. Pałac El-Badi mieści się tuż obok placu des Ferblantiers. Jego budowę rozpoczęto w drugiej połowie XVI wieku. Co ciekawe wzniesienie rezydencji było możliwe dzięki okupowi, jaki zapłacili Portugalczycy za jeńców wziętych przez sułtana do niewoli podczas bitwy pod Ksar el-Kebir oraz dzięki złotu zdobytemu w czasie podboju Sudanu. Niestety nieco ponad 100 lat później pałac został zburzony – pozostały jedynie mury i fragmenty pawilonów. Warto wejść na dach tuż przy wejściu do El-Badi, ponieważ roztacza się tam ciekawy widok na południową część Marrakeszu. W pobliżu tej atrakcji znajduje się jeszcze pięknie zdobiona brama Bab Agnaou z 1185 roku oraz grobowce Saadytów.
Innym miejscem godnym polecenia jest medresa Ben Youssefa. Powstała w XIV wieku i jest to największy tego typu obiekt w całym kraju. Jej fundatorem był sułtan Abu al-Hasan Ali – ten sam, który ufundował medresy w Fezie, Tazie czy Meknesie. Wewnątrz znajdziemy duży dziedziniec, przepięknie zdobione filary i ściany, drewniane gzymsy i kilkadziesiąt ciasnych salek do nauki przypominających więzienne cele (pobyt w szkole koranicznej, czyli medresie przypominał trochę pobyt w więzieniu).
Do tej pory nie dotarłam do ogrodów Majorelle należących do Yves Saint Laurent. Wszyscy mówią, że warto, mam nadzieję, że przy okazji kolejnej wizyty uda mi się to sprawdzić osobiście.
- Pałac El-Badi
- Pałac El-Bahia
- Cmentarz Żydowski
- Medresa Ben Yousseffa
JAMA’A EL-FNA
Powróćmy do słynnego placu. Podobno jego nazwa oznacza „miejsce, w którym nie ma meczetu”. Być może planowano wzniesienie tutaj ogromnego budynku, ale zmieniono zdanie? Inne przekazy głoszą, że plac był niegdyś dziedzińcem pałacu Almorawidów. Gdy rezydencję przeniesiono, Jama’a El-Fna stał się placem publicznym, na którym dokonywano publicznych egzekucji.
Obecnie w ciągu dnia plac jest znacznie spokojniejszym miejscem, niż wieczorami. Kobiety zachęcają do zrobienia sobie tatuażu z henny, a mężczyźni sprzedają zegarki, papierosy, pyszne soki z pomarańczy (i nie tylko) lub zachęcają do zrobienia sobie zdjęcia z małpką czy wężem. W pobliżu mieści się wizytówka Marrakeszu – meczet Kutubijja z XII wieku. Niestety niewierni nie mają do niego wstępu, ale z zewnątrz tak czy siak robi ogromne wrażenie. Tuż po zmierzchu Jama’a El-Fna zaczyna tętnić życiem – na środku otwierają się liczne knajpki, naganiacze krzyczą coraz głośniej, na placu pojawiają się uliczni muzycy.
Za pierwszym razem całość może przytłoczyć, jednak kiedy oswoimy się z tysiącem dźwięków i zapachów, można dojrzeć w tym wszystkim swego rodzaju urok. Dla mnie jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. Kiedy tylko nauczyłam się stanowczo odmawiać naganiaczom (albo po prostu przestałam na nich zwracać uwagę) i zaczęłam chłonąć to co dzieje się wokół mnie, stwierdziłam, że nie taki Marrakesz straszny, jak go malują. Ba! Gdy przyjechałam do tego miasta kolejny raz. czułam się prawie jak u siebie. Mam swoje ulubione kawiarnie i restauracje, wiem gdzie serwują świetne bułki z ziemniakami i jajkiem (za grosze!) i że zawsze należy prosić o przyrządzenie świeżego soku z pomarańczy (powinni go wyciskać na naszych oczach).
INFORMACJE PRAKTYCZNE
- nocleg w klimatycznym hostelu Kif Kif lub Waka Waka – około 5-6 eur za dzień (w pokoju kilkuosobowym);
- wstęp do jednego pałacu – 10 dirhamów (lub 20 dirhamów w El-Badi, jeśli chcemy zobaczyć również część muzealną);
- grobowce Saadytów – 10 dirhamów;
- medresa Ben Yousseffa – 20 dirhamów;
- świeżo wyciskany sok z pomarańczy – 5 dirhamów;
- wielka buła z ziemniakami i jajkiem (marokański przysmak) na jednym ze stoisk na Jama’a El-Fna – 8 dirhamów;
- słynna zupa z ciecierzycy harrira – od 5 dirhamów;
- posiłek w lepszej knajpie – od 20 dirhamów;
- moje ulubione miejsca: sklepik ze sprawdzonymi kosmetykami, przyprawami i ziołowymi lekarstwami Dar Al Atrya (ul. Fehl Chidmi), kawiarnia Cuisine De Terroir (ul. Riad Zitoun el Jdid), hostel Kif Kif;
- TUTAJ możesz zarezerwować inne miejsce noclegowe w Marrakeszu, jeśli szukasz na przykład pokojów dwuosobowych (w Kif Kife są jedynie pokoje wieloosobowe);
- w Maroku byłam 3 razy, zawsze jako lider (pilot) kilkunastoosobowej grupy wraz ze stowarzyszeniem podróżników Soliści.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Jebel Toubkal – idealny 4-tysięcznik na pierwszy raz
3-dniowa wycieczka na pustynię (Dades, Todra, Merzouga)
Marrakesz w 48h (Wędrowne Motyle)
Praktyczne informacje o Maroku i Marrakeszu (Gonimy Słońce)
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A, INSTAGRAM oraz SNAPCHATA (nick: gadulec)! Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (ramka pod spodem) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!