Kilka tygodni temu, w Gwatemali, nad cudownym jeziorem Atitlán, powiedziałam jedno z najważniejszych „tak” w moim życiu (jak nie najważniejsze). Kiedy nasze zaręczynowe zdjęcie wzbudziło ogromną sensację w social media (raz jeszcze dziękuję za tyle ciepłych słów!) wpadłam na pewien pomysł. A może by tak napisać tekst i zainspirować mężczyzn, którzy planują niebawem oświadczyć się swoim ukochanym, ale nie wiedzą gdzie zadać im to „bardzo-istotne-pytanie”? Oto on! Post, w którym znajdziecie 10 najlepszych miejsc na zaręczyny, według polskich blogerów podróżniczych.
Z góry zaznaczę, że blogerzy mają to do siebie, iż rzadko robią coś sztampowego, więc tylko jedna para spośród jedenastu zaręczyła się na plaży (w dodatku zimą, więc bynajmniej nie jak w typowej komedii romantycznej ;)). Co nie oznacza, że plaże są przereklamowane i nie spodobają się Waszym Partnerkom. Jeśli są one miłośniczkami piasku i morza to nie wykluczajcie takiej opcji. Jednak jeżeli kochają przygody, wielkie metropolie, naturę lub jakieś miejsce ma dla Was szczególne znaczenie to przeczytajcie koniecznie dalszą część tego wpisu.
ZARĘCZYNY W MIASTACH
1. NOWY JORK – ŚWIAT WEDŁUG ROSTKÓW
To miasto ma dla nich szczególne znaczenie. Kiedyś zastanawiali się nawet czy by tam nie zamieszkać. Oto jak Sandra wspomina TEN dzień:
Najromantyczniejszy moment w podróży? Oczywiście nasze zaręczyny! 8 sierpnia 2013 roku, dokładnie pięć lat od naszego pierwszego spotkania w Bułgarii, Rostek uklęknął, a ja odpowiedziałam poprawnie na najważniejsze pytanie w moim życiu 🙂 Było deszczowe, letnie popołudnie, sam środek Central Parku, byliśmy w Nowym Jorku – w mieście, o którym marzyłam od dziecka, był szampan, truskawki i gitarzysta, który grał mój ulubiony kawałek Osasis „Wonderwall”, było zaskoczenie, łzy i szczęście, którego nie da się opisać.
I chociaż romantycznych momentów w podróży było więcej: wschód słońca nad Baganem, noc w namiocie na środku Salar de Uyuni, lot balonem o poranku nad Kapadocją czy samotny trekking przez Himalaje – to zdecydowanie tę chwilę wspominamy najlepiej 🙂
Po szalonym weselu Rostek i Sandra wyjechali w kilkumiesięczną podróż dookoła świata. Zerknijcie do nich na BLOGA, bo zdjęcia mają nieziemskie!
2. BOLONIA – TROPIMY PRZYGODY
Włochy to zdecydowanie jeden z najbardziej romantycznych krajów świata. Co nieco wiedzą o tym Bartek i Karolina… Swoją drogą ta para już od ponad dwóch lat jest w trakcie „niekończącej się podróży poślubnej”! Niektórzy to mają fantazję, prawda?
Być może sama Bolonia nie ma romantycznej natury, ale zdecydowanie może stać się najromantyczniejszym miejscem na ziemi! Malutkie restauracje ze stolikami na zewnątrz, brukowane uliczki, ceglaste kolory dookoła, muzyka, świece, a do tego wino i deska serów. To jest bardzo romantyczna sceneria do oświadczyn! Zupełnie się nie spodziewałam, bo wprawdzie Bartek zaplanował ten nasz rocznicowy wyjazd-niespodziankę, ale dobrze mnie zwodził. Na początku myślałam, że ma plan się oświadczyć, ale nie zrobił tego przez prawie cały wyjazd, aż ostatniego wieczora, przy lampce wina po kolacji, uklęknął przede mną i… się oświadczył. Byłam zaskoczona i bardzo szczęśliwa! Bolonia ma dzięki temu specjalne miejsce w moim sercu 🙂
Tutaj przeczytacie cały WPIS na temat zaręczyn w Bolonii.
3. NEAPOL – BELE KAJ
Neapol to nie tylko pizza. To także cudowne widoki, które niektórzy zapamiętają na całe życie…
Kochamy podróże. Mamy długą listę miejsc, za którymi tęsknimy i które chcemy odwiedzić ponownie przy najbliższej okazji. Ale miastem, które ma dla nas szczególne znaczenie, od pewnego czasu jest Neapol. Uwielbiamy włoskie miasta, moglibyśmy spędzać cały urlop i każdy wolny weekend we Florencji, Rzymie czy Weronie. Ale to stolica Kampanii jest miejscem wyjątkowym, które pozostanie w naszej pamięci na zawsze. A szczególnie widok ze wzgórza Montesanto, gdzie przy zachodzącym na różowo słońcu, po siedmiu latach wspólnej podróży przez życie, zostaliśmy narzeczeństwem. Dodatkowo mieliśmy to szczęście, że słowo “tak”, tłumaczone później głośno na włoskie „si”, padło w obecności naszych rodziców. Piękniejszej chwili nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić. Często wracamy myślami do tego cudownego momentu na włoskim wzgórzu.
Matis i Julia to sami swoi! Tak jak ja, mieszkają na Śląsku, w dodatku mają wyjątkowego BLOGA, bo część tekstów piszą w ślōnskij godce!
4. KUALA LUMPUR – SZUKAJĄC KOŃCA ŚWIATA
A może wybieracie się do Azji południowo-wschodniej? Kuala Lumpur to jedno z moich ulubionych miast w tamtym rejonie świata. Rok temu to miejsce stało się wyjątkowe dla Ani i Adama!
Dwóch rzeczy byłam pewna: tego, że gdy usłyszę to najważniejsze pytanie powiem TAK i tego, że chcę żeby to się stało podczas wspólnej podróży. Wcześniej uważałam że najbardziej romantycznym miejscem jest rajska plaża ale teraz już wiem, że najromantyczniejsze jest miejsce, w którym jesteście we dwoje i decydujecie o wspólnej przyszłości. W naszym przypadku padło na Kuala Lumpur, w którym podziwialiśmy miasto z dachu naszego apartamentowca.
Swoją drogą narzeczeni właśnie wrócili z Gwatemali. Koniecznie zerknijcie do nich na BLOGA!
5. LIZBONA – PRAKTYCZNY PODRÓŻNIK
Jak przystało na praktycznego podróżnika wiele rzeczy robi niepraktycznie. Tak też było i z oświadczynami w jego wykonaniu. Wyobraźcie sobie, że zaręczył się dwa razy. Nie, nie z dwoma różnymi kobietami, nie, nie dlatego, że za pierwszym razem się nie zgodziła. Posłuchajcie:
Był gorący sierpień. Po miesiącu podróży dotarliśmy do Tuszetii (północny-wschód Gruzji). Nie pamiętam skąd pomysł, żeby wybrać się do tej odległej krainy. Kto mi go podrzucił zasługuje na niskie ukłony. W Tuszetii musnęliśmy gruzińskiej duszy, zbiliśmy szybę turystycznych doświadczeń, przestaliśmy się po niej ślizgać, zanurzyliśmy się w nowej rzeczywistości. Mieliśmy czas dla siebie. Zwyczajne, niczym nieskrępowane, bycie razem. Doceniłem jej obecność u mego boku. Czułem to. Taniec emocji. Błogi spokój myśli. Czystość widzenia. Leżymy pod rozłożystą brzozą. Jej leniwe, opadające ku ziemi gałęzie cieszą cieniem. Akompaniuje im delikatny wiatr. Dyrygentem jest słońce, które sprawiedliwie rozdaje swoje promienie. Ich ciepło pieści policzki. Muzyka to rozkosz. Ujmuje jej twarz w ręce. Czuję to. Emocje, ogień, gorąca krew. Moment, zawieszenie czasu. Pytam czy zostanie moją żoną. Tak. Splatamy się z nadzieją zatrzymania tej magicznej chwili. Bezskutecznie. Trafia do złotej klatki wspomnień. Jakże jednak słodkich.
Taki praktyczny i nie miał pierścionka? Pierwsze oświadczyny wypłynęły prosto z serca. Najbliższy pierścionek znajdował się w odległym Tbilisi. Dlatego musiały się odbyć drugie zaręczyny. Oficjalne. W miejscu, które kochamy obydwoje. W Lizbonie.
Więcej na temat „prawdziwych” zaręczyn Bartłomiej, w swoim oryginalnym, lirycznym stylu pisze TUTAJ.
A MOŻE GÓRY?
6. WEZUWIUSZ – WOLNYM KROKIEM
Jeśli wybieracie się do Neapolu, ale zamiast miast wolicie górskie wędrówki to wulkan Wezuwiusz jest doskonałym pomysłem na zaręczyny. Wiedzą o tym Agnieszka i Krystian – szczęśliwe małżeństwo z kilkumiesięcznym stażem.
Powiem Wam, że zaręczyłam się w miejscu jakiego bym się przez całe życie nie spodziewała – na wulkanie Wezuwiusz. Co może to symbolizować? Że nasz związek będzie burzliwy i gwałtowny jak wulkan? Czas na pewno to zweryfikuje, ale prognozy są dobre – Wezuwiusz pomimo posiadania statusu aktywnego, śpi sobie w najlepsze 🙂
Powracając jednak do historii zaręczyn, to odbyły się one podczas naszej czterodniowej wycieczki do Neapolu. Po zwiedzeniu Herkulanum (bogatszej wersji Pompei) wyruszyliśmy busem na szczyt wulkanu. Po obejściu krateru zmierzaliśmy powoli na busa powrotnego, kiedy to Krystian powiedział, że koniecznie musimy sobie we dwójkę zrobić zdjęcie. Bo na bloga, bo fajnie na Instagramie będzie wyglądało. Zaczepił więc parę Francuzów, którzy przyjechali z nami i poprosił by zrobili nam fotkę we dwoje (szepcząc przy tym, żeby nie oszczędzali na kliszy i cykali ile się da). Ustawiłam się więc do zdjęcia robiąc swoją minę numer dwa, kiedy to Krystian lekko pociąga mnie za rękaw… co do… No i stało się! Pierścionek zalśnił w moich oczach, Francuz rozstrzelał się zdjęciami, a jego partnerka popłakała się. A ja? A ja byłam w szoku. Po chwili, odpowiedziałam jednak: „oczywiście, że tak”!
Tak oto zostałam narzeczoną, a rok później żoną. Po zaręczynach Krystian powiedział mi też, że miał plan B. Gdybym się nie zgodziła, to mógłby chociaż poczuć się jak we Władcy Pierścieni i wrzucić pierścień do wulkanu.
Okazało się też prędko, że nasza historia stała się małą inspiracją dla Damiana, który dyskretnie podpytywał o wulkaniczne zaręczyny na spotkaniu bloggerów w Cieszynie 🙂 O tej historii możecie przeczytać poniżej.
Dobrze, że niczego (ani nikogo!) nie trzeba było wrzucać do wulkanu. Aga i Krystian na co dzień mieszkają we Wrocławiu i dużo piszą o moim ukochanym województwie dolnośląskim. Wpadajcie do NICH, tylko koniecznie wolnym krokiem 😉
7. ETNA – DWA RAZY ZIEMIA
Jak nie Wezuwiusz to może Etna? Historia zaręczyn dwóch Ziemniaczków, czyli Marty i Damiana jest iście wybuchowa i oczywiście niesamowicie śmieszna. Autorka trochę się rozpisała, ale wybaczamy, bo tekst jest doskonały!
Po ponad 4 latach bycia z sobą na dobre i na złe postanowiliśmy zakończyć ten patokonkubinat. Znaczy Damian postanowił. Ze śmieszkujących rozmów na temat oświadczyn, które odbywaliśmy najczęściej łapiąc stopa na poboczach chińskich autostrad, jakoś tak nam wspólnie wychodziło, że w sumie nieważne gdzie – ważne, żeby w podróży i żeby się zmęczyć. Może właśnie dlatego Damian wpadł na pomysł, że oświadczy mi się na Etnie. Po nocnej wspinaczce. Wśród huraganowego wiatru. Przy wschodzie słońca. Był jeszcze jeden kluczowy powód, dla którego oświadczyny na wulkanie wydawały się Damianowi fantastyczne: jeśli przyjmę pierścionek, będzie super, jeśli nie przyjmę, to po prostu wrzuci mnie do krateru. Tu nie było miejsca na porażkę.
Startujemy o 4:00 spod stacji Rifugio Sapienza (1900 m n.p.m) po krótkiej i zimnej nocy spędzonej w aucie. Miało być o 3:00, ale nie chciało wychodzić mi się ze śpiworka – a przecież Damian nie może mnie opierniczyć, że „wstawaj, leniwa buło, chcę Ci się oświadczyć przy wschodzie słońca, wszystko psujesz, damn!”. Opatuleni jak ludziki Michelin ruszamy w górę. Spowalniam nas oczywiście, bo zachwycam się każdą pierdołą – a to, że widok ładny, a że księżyc świeci, wiatr wieje, o zobacz, jaki fajny kamyk. Damianowi wyjątkowo mocno poci się czoło, ale SKĄD MIAŁAM WIEDZIEĆ.
O 6:00 jesteśmy na 2500 m n.p.m, gdzie znajduje się ostatnie schronisko, wyżej nie będzie już żadnych budynków. Wstaje słońce, Damian złorzeczy pod nosem, przecież nie oświadczy mi się akurat tu. Zakładamy gogle i idziemy dalej – tam, gdzie podobno nie wolno. Chcemy dotrzeć do Lava Fields, ale gdy widzimy, że ze zbocza zaczynają staczać się ogromne kamienie, musimy powiedzieć hola hola, nie ryzykujemy. A mówimy to nieczęsto. Kryjemy się przed wiatrem, łapiemy oddech i gapimy się na położone niżej kratery Etny i na całą, w tamtej chwili skąpaną w promieniach słońca, Sycylię. W polu widzenia nie ma ni-ko-go. I właśnie tam, na polach magmowych, na płaskowyżu Torre del Filosofo, na wysokości 2920 m n.p.m. Damian wyciąga… banana.
Damian: Masz, jedz!
Marta: Eee, dzięki?
Damian: (grzebu grzebu w plecaku) Czy to nie jest najbardziej szalona rzecz, jaką robiliśmy w życiu?
Marta: Nie. Może. Tak, chyba jest.
Damian: TO TERAZ PATRZ. Czy zostaniesz moją żoną?
Całą historię i inne opowieści, nierzadko pisane z przymrużeniem oka, (m.in. z kilkumiesięcznej podróży po Azji) zajdziecie TUTAJ. Blog Marty i Damiana to zdecydowanie najśmieszniejsza polska strona podróżnicza (i co najważniejsze te żarty są naprawdę zabawne, a nie żałosne czy sprośne). Polecam!
PIĘKNA NATURA
8. PUSTYNIA W MAROKU – BUSEM PRZEZ ŚWIAT
Karol to niezły spryciarz. TO pytanie zadał Alex na marokańskiej pustyni, w dodatku nocą, więc „biedna” dziewczyna nie miała wyjścia – musiała się zgodzić 😉
Październik 2014 roku – Karol postanowił wręczyć mi pierścień. Za miejsce obrał sobie takie, z którego nie najłatwiej będzie mi uciec – wybrał Saharę nocą. O ile jeszcze w dzień dałabym radę uciekać w odpowiednim kierunku, to w nocy, faktycznie było trudniej, a moja nieznajomość gwiazd sprzyjała jego położeniu. No i stało się.
Alex i Karola raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Autorzy jednego z największych blogów podróżniczych w Polsce. Busem (i nie tylko) zjechali już pół świata (jak nie więcej). Aktualnie można dołączyć do ich wyprawy przez USA. Szczegóły znajdziecie TUTAJ.
9. MONT SAINT-MICHEL WE FRANCJI – NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA
Asia i Adam to autostopowicze z krwi i kości. Oczywiście ich zaręczyny nie mogłyby odbyć się nie w czasie kolejnej stopowej przygody. Wyspa Mont Saint Michel zdecydowanie należy do najromantyczniejszych miejsc w Europie, a może nawet na świecie…
To miał być kolejny autostopowy wypad, taki na pięć dni. Jechaliśmy jeszcze z dwójką znajomych, na dwie pary. Cel: Normandia, Francja. Kilka uroczych miast, morze, maleńka wyspa. Z Wrocławia do naszego celu dojechaliśmy przez noc w 17 godzin! To był rekord. Nasi towarzysze niespodziewanie skończyli pod wieżą Eiffela, zatem pierwszy punktu programu, wyspę z sanktuarium Le Mont Saint-Michel, zdecydowaliśmy się zwiedzać sami. Pogoda była piękna, mroźne powietrze tylko dodawało uroku. Przechadzaliśmy się urokliwymi uliczkami małego miasteczka, podziwiając co chwila potężny odpływ. I kiedy tak sobie podziwialiśmy sanktuarium na wielkim placu, Adam wpadł na pomysł, że poprosi hinduskiego turystę, żeby zrobił nam zdjęcie. Suma summarum, po chwili Adam klęczał już przede mną z czerwonym pudełeczkiem, wyznając mi miłość i pytając, czy zostanę jego żoną! Pamiętam, że wybiła wtedy 14:00 i głośno biły dzwony. Byłam kompletnie zaskoczona, wzruszona i bardzo szczęśliwa. Tłumy turystów też. Oczywiście się zgodziłam! Adam spisał się na medal. Później poszliśmy do urokliwej kawiarni na pyszne naleśniki, a ja co chwila przyglądałam się z dumą mojej nowej, wyjątkowej błyskotce.
To młode małżeństwo niedawno wróciło z ponad 3-letniej autostopowej podróży po świecie. Aktualnie piszą książkę na ten temat i opowiadają o swojej wyprawie na różnych podróżniczych festiwalach. Zdecydowanie powinniście ich poznać i posłuchać! TUTAJ znajdziecie ich bloga.
10. PLAŻA W SOPOCIE – HEY WORLD
W rankingu nie mogło zabraknąć jakiegoś pięknego polskiego miejsca. Osobiście uważam, że polskie plaże są jednymi z najładniejszych w Europie. Myślę, że Ania się ze mną zgodzi!
Moje przyjaciółki przepowiadały, że stanie się to w Paryż u, potem, że w Tajlandii, w Rzymie, w końcu, ze na nartach w Austrii… Tak… rok 2015 był bardzo intensywny w podróże więc było duże prawdopodobieństwo, że stanie się to właśnie podczas któregoś z naszych wyjazdów. Szczególnie, że o ślubie rozmawialiśmy już tak swobodnie, że nawet planowaliśmy kiedy, gdzie i na ile osób 😉 Mój mąż oświadczył mi się finalnie na plaży, gdzieś pomiędzy Gdynią a Sopotem w … Walentynki! Cliche? Kompletnie nie… Było niezwykle romantycznie i magicznie. Byliśmy tylko my dwoje, morze, plaża i mroźna zima. Pierwszy raz byliśmy zimą na wybrzeżu i od razu przywieźliśmy z tego krótkiego wyjazdu takie piękne wspomnienia 🙂
Ania i Albert są szczęśliwym małżeństwem od zeszłego roku (wesele mieli jak z bajki – przynajmniej tak wynika ze zdjęć!), a o ich podróży poślubnej do Malezji (i nie tylko) możecie poczytać na TEJ STRONIE.
*11. JEZIORO ATITLAN W GWATEMALI – NASZA HISTORIA DWUDNIOWYCH ZARĘCZYN
Na koniec szczegóły naszych zaręczyn, które miały miejsce 19 stycznia tego roku. Oczywiście nie obyło się bez śmiesznych sytuacji, bo tacy właśnie jesteśmy. Zakręceni Gamońscy 🙂
W podróży byliśmy już prawie 5 miesięcy. Skoro nic nie wydarzyło się przez pierwsze tygodnie to myślałam, że albo Damian oświadczy mi się pod sam koniec wyprawy albo w ogóle nie stanie się to w Ameryce Centralnej (nie to żebym go naciskała, ale jesteśmy razem ponad 4 lata, a czas leci – wiecie jak jest…). To miał być ostatni dzień naszego pobytu nad cudownym jeziorem Atitlán. Damian zaproponował, żebyśmy kupili wino i poszli na molo podziwiać zachód słońca. Wino? Zachód nad jeziorem? Nie trzeba mnie dwa razy namawiać! Dotarliśmy do celu, usiedliśmy na drewnianym „mostku”, mój chłopak otworzył wino i nalał je do szklanek („Szklanki? Ale jak to? Przecież zawsze pijemy z gwinta!” – mniej więcej tak wyglądała moja reakcja). Zrobiło się romantycznie, pomarańczowo-różowo, szkoda tylko, że wzmógł się wiatr. W pewnym momencie mój jeszcze-chłopak sięgnął do kieszeni i mówi „mam coś jeszcze!”. Serce zabiło mi mocniej, a on… wyciągnął świeczkę! Uśmiałam się w duchu, a on znowu sięga do kieszeni. Tak, tak, dobrze myślicie. W jego dłoni znalazła się następna świeczka. I jeszcze dwie. Kolejne 10 minut Damian walczył z wiatrem i próbował zapalić chociaż jedno świecidełko. Niestety bezskutecznie. Zachód prawie się skończył, wino też. Zrobiło się bardzo zimno i wróciliśmy do hostelu.
Następnego dnia, jak zawsze, zanim się spakowaliśmy była 11. Stwierdziłam, że nie ma opcji, abyśmy zdążyli dojechać do Hondurasu, więc możemy zostać nad jeziorem jeszcze jedną noc. Przenieśliśmy się jedynie z San Marcos do Panajachel, żeby było łatwiej złapać autobus do Guatemala City. Mój partner był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale oczywiście niczego po sobie nie pokazywał. Znowu poszliśmy na zachód słońca, które znikało gdzieś między trzema wulkanami tworząc magiczną atmosferę. Siedzieliśmy sami na molo i podziwialiśmy ten cudowny spektakl. Nagle Damian sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko. Powiedział, że jestem idealną towarzyszką podróży i spytał czy chciałabym z nim przemierzać świat do końca życia. Zamurowało mnie, ale oczywiście się zgodziłam. Po chwili mój NARZECZONY przyznał się, że planował oświadczyny dzień wcześniej, ale wiatr pokrzyżował mu plany. Jednak jezioro Atitlán i Gwatemala były nam pisane. A ten zachód słońca był najpiękniejszy w naszym życiu 🙂
…
Oczywiście to nie miejsce czy pierścionek są najważniejsze. Najważniejsze, żebyście oboje byli pewni swoich uczuć. Mam jednak nadzieję, że powyższe historie wywołały uśmiech na Waszych twarzach, a niezdecydowanym mężczyznom trochę rozjaśniły sytuację, a może nawet zainspirowały. Powodzenia Panowie!
Jakie jest Wasze wymarzone miejsce na zaręczyny? A może macie ten moment za sobą? Pochwalcie się w komentarzach, gdzie zadaliście TO pytanie lub w jakim miejscu odpowiedziałyście „tak”!
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A, INSTAGRAM (InstaStories!) oraz SNAPCHATA (nick: gadulec). Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (ramka pod spodem) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!