Niedawno wróciłam z VI Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Podróżniczych w Cieszynie. Jak zawsze było fantastycznie (to był mój piąty „zjazd”!), a weekend minął zbyt szybko. Najczęstszym pytaniem, które słyszałam było „Co dalej? Jakie macie plany na teraz?”, ewentualnie „I jak tam po podróży?”. Stąd ten tekst, w którym znajdziecie zwięzłe podsumowanie naszej 7-miesięcznej wyprawy po Ameryce Północnej oraz dowiecie się jakie mamy plany (podróżnicze i życiowe) na ten rok.
PODSUMOWANIE PODRÓŻY W LICZBACH
Może najpierw coś na luzie, czyli liczbowe podsumowanie minionych 7 miesięcy:
- 16.000 przejechanych kilometrów (albo i więcej!)
- 204 dni w podróży
- 28 vlogów (plus Kostaryka i Panama, które są w przygotowaniu! TUTAJ możecie zasubskrybować nasz kanał)
- 23 teksty na blogu (plus drugie tyle chcę napisać)
- 10 odwiedzonych krajów (plus 3 kraje transferowe)
- 7 lotów samolotem
- 2 zepsute lub ukradzione telefony (tym razem nie moje, dacie wiarę?)
- 1 pierścionek zaręczynowy i jedno z najważniejszych „tak” w moim życiu <3
- Kilka momentów zwątpienia i wielkiej tęsknoty za Polską
- Dziesiątki cudownych ludzi z całego świata poznanych w drodze
- Setki gigabajtów zdjęć i filmów
- Tysiące pięknych wspomnień na całe życie
A oto najważniejsze wnioski, jakie wyciągnęłam z tej podróży:
WOLNE PODRÓŻOWANIE MA SENS
Pierwsza duża różnica pomiędzy tą wyprawą, a 6-miesięczną podróżą po Azji południowo-wschodniej, którą odbyliśmy 3 lata temu, to sposób zwiedzania i przemieszczania się. Tym razem staraliśmy się być w każdym miejscu dłużej, niż jedna czy dwie noce. Dodatkowo nie wstawaliśmy codziennie o 6 rano, by zobaczyć jak najwięcej atrakcji i paść na łóżko o 22. Zrozumieliśmy, że slow travel, podobnie jak slow life, nie jest żadną głupotą wymyśloną przez nowobogackich. Pewnie nasze tempo i tak dla niektórych było szybkie, ale to już jest kwestia indywidualna (mamy takie charaktery, że szybko się nudzimy, a w dodatku po dwóch czy trzech dniach laby jesteśmy wypoczęci, zrelaksowani i gotowi do działania). Najważniejsze, że oboje z Damianem widzimy wielką różnicę pomiędzy tymi dwoma wyjazdami. W Ameryce nie byliśmy wiecznie zmęczeni i nauczyliśmy się odpuszczać. Nie zobaczyliśmy wszystkich parków narodowych w danym rejonie? Trudno, świat, jak widać, się nie zawalił. Mieliśmy wstać o 7:00, jest już 11:00, a my dalej w piżamach? Takie życie, czasem trzeba zrobić sobie wakacje od podróży.
Co najistotniejsze: dzięki wolniejszemu tempu mogliśmy poznać lepiej kulturę danego kraju, jego mieszkańców oraz innych backpackersów. Mieszkając 2 tygodnie w Quetzaltenango w Gwatemali (byliśmy tam na kursie języka hiszpańskiego) dowiedzieliśmy się o tym kraju dużo więcej, niż skacząc z miejsca na miejsce na przykład po Panamie (którą zwiedzaliśmy z moją mamą i jej znajomą, więc chciały zobaczyć jak najwięcej).
MEDIA KŁAMIĄ (INTERNETY TEŻ!)
Ameryka Centralna, a w szczególności Honduras, Salwador i Gwatemala, mają bardzo złą opinię w mediach. Ile ja się nasłuchałam przed wyjazdem czy się nie boimy, że nas okradną / pobiją / zgwałcą / porwą. Oczywiście, że miałam pewne obawy, w końcu czytałam niejeden niepokojący artykuł o tej części świata, a te wszystkie pytania tylko potęgowały mój strach. Nie napiszę, że na miejscu okazało się, iż kompletnie nie ma się czego bać i są to bardzo bezpieczne kraje. Bo tak nie jest. Natomiast zaznaczę, że w trakcie półrocznego pobytu w tamtym rejonie, poza zwyczajną kradzieżą telefonu (w metrze w Mexico City – takie rzeczy dzieją się wszędzie, w Warszawie też), nic złego nam się nie przytrafiło. Kilka razy czuliśmy się niepewnie na przykład po zmroku w Santa Ana w Salwadorze. Oczywiście byliśmy dużo ostrożniejsi, niż w Azji, a wieczorami, szczególnie w większych miastach, nie wychodziliśmy z hostelu lub jeździliśmy Uberem czy sprawdzoną taksówką. Nie popadajmy jednak w skrajności! Zdarzyło nam się chodzić po Leon w Nikaragui o 1:00 czy 2:00 w nocy, w dodatku po imprezie. W Belize poznaliśmy chłopaka, który po 10 minutach rozmowy zaproponował nam darmowy nocleg u siebie w domu, a my się zgodziliśmy. Podsumowując: uważam, że media wyolbrzymiają ten temat. Przekazują głównie negatywne informacje i kreują bardzo krzywdzący obraz krajów Ameryki Centralnej,. Co nie zmienia faktu, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo kilku podróżników, których spotkaliśmy w drodze, opowiadało o napadach czy kradzieżach.
Sytuacja wygląda podobnie na Facebooku czy w innych mediach społecznościowych. Na jednej z grup spytałam jakim autobusem najłatwiej dostać się z lotniska na dworzec autobusowy w Panamie. Niektórzy zaczęli mnie przekonywać, że pod uwagę powinnam wziąć jedynie taksówki, ewentualnie Ubera. Bo w autobusach miejskich porywają ludzi (!). Jak wspomniałam, że jeździłam stopem w Hondurasie czy Belize, więc autobus wydaje się dużo bezpieczniejszy to stwierdzili, że miałam szczęście (a w ogóle to jestem szalona). Ostatecznie, zarówno moja mama z koleżanką, jak i my z Damianem, jeździliśmy po Panama City metrem oraz autobusami (a z Ubera korzystaliśmy po zmroku). Zmierzam do tego, że nie zawsze powinniśmy słuchać innych, czasami lepiej przekonać się o czymś na własnej skórze i posłuchać intuicji.
W POPRZEDNIM ŻYCIU BYŁAM LATYNOSKĄ
Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że jestem głośna, dużo mówię i gestykuluję, szybko się ekscytuję, a w 5 minut mogę zmienić się z uśmiechniętej, słodkiej dziewczyny w rozzłoszczoną jędzę. Oczywiście po chwili zapominam, czemu tak właściwie się zdenerwowałam. Może dlatego tak dobrze dogadywałam się z mieszkańcami Ameryki Środkowej, a oni niekiedy śmiali się, że jestem jedną z nich (jak się opaliłam i poduczyłam hiszpańskiego to zdradzały mnie tylko niebieskie oczy :D).
Dodam jeszcze, że pójście na dwutygodniowy kurs językowy w Gwatemali było jedną z najlepszych decyzji, którą podjęliśmy w trakcie tej wyprawy. Ze znajomością hiszpańskiego podróżuje się po Ameryce Centralnej (i nie tylko!) dużo łatwiej, a w dodatku można porozmawiać z każdym, nawet panią sprzedającą przekąski w maleńkiej, zupełnie nieturystycznej wiosce. Jeśli chcecie poznać szczegóły, obejrzyjcie ten filmik:
CZAS NA ZMIANĘ PRIORYTETÓW
Nie wiem czy to w ogóle możliwe, ale chyba dojrzałam do nieco stabilniejszego stylu życia i podjęcia poważnej pracy. Oczywiście nie wyobrażam sobie, że nagle całkiem przestanę podróżować i na przykład usunę bloga. Spokojnie, nie martwcie się. To raczej prędko nie nastąpi, mam Wam jeszcze za dużo do opowiedzenia 🙂 Po prostu czuję, że teraz jest dobry moment na inwestowanie w swój rozwój zawodowy. Na razie mam dużo pomysłów, czytam, rozmawiam ze znajomymi po fachu, dopytuję i rozważam różne opcje. Wiem, że nie chcę pracować na normalnym etacie, a stanowisko zdalne w 100% również nie jest dla mnie. Szukam rozwiązania idealnego, czyli tak zwanego złotego środka.
NAJWAŻNIEJSZE TO MIEĆ DO KOGO WRACAĆ
Co z przyszłością? Życiem po podróży? Nie boicie się? Jak sobie poradzicie po tylu miesiącach poza domem? Takimi pytaniami również byliśmy zasypywani. Mówiąc szczerze o to byłam spokojna. Już bardziej bałam się, że polscy politycy tak namotają, iż nie będzie do czego wracać. Ewentualnie, że smog „przykryje” pół kraju… Przez cały wyjazd utrzymywałam kontakt z moją rodziną, przyjaciółkami i znajomymi. Byłam w miarę na bieżąco, jeśli chodzi o ich problemy, sukcesy i porażki. Potrafiłam przegadać na Skypie 1,5 godziny z mamą czy kumpelą i jeszcze bardziej zaprzyjaźniłam się z Messengerem. Dzięki temu wiedziałam, że mam do kogo wracać i zawsze mogę liczyć na swoich bliskich. A oni na mnie (przynajmniej w miarę możliwości, bo niestety w przeprowadzce nie mogłam pomóc). Uważam, że jest to najważniejsze i dużo istotniejsze, niż chociażby znalezienie nowej pracy czy mieszkania. Raz jeszcze dziękuję mojej całej familii oraz znajomym – za nieustanne wsparcie, wiarę w moje szalone pomysły i podnoszenie na duchu w trudnych chwilach. Jesteście niezastąpieni! Oczywiście największe podziękowania należą się Damianowi za to, że wytrzymał ze mną ponad pół roku, przez 24 h/dobę, zawsze mi pomagał, nie przestraszył się gadulstwa i wahań nastrojów, a na dokładkę się oświadczył. Taki wariat! 😀
Oczywiście należy pamiętać o zabezpieczeniu finansowym – my zaplanowaliśmy wydatki w ten sposób, żeby starczyło nam pieniędzy na kolejne kilka miesięcy po powrocie do Polski.
CO DALEJ? PLANY NA KOLEJNE MIESIĄCE
Już 27 kwietnia jedziemy, wraz z wielką ekipą znajomych, na Auto Stop Race. Tym razem wybieramy się do Włoch i podobnie jak rok temu przemierzamy całą trasę busami. Nie zdecydowaliśmy się na autostop, bo nie chcemy utknąć 20 czy 30 godzin na stacji benzynowej, co niestety w Italii jest bardzo prawdopodobne. Planujemy zobaczyć jezioro Garda, San Marino, Neapol i kilka innych mniejszych miejscowości, a przy okazji wejść na Wezuwiusz. Jeśli byliście w tamtych okolicach koniecznie podzielcie się swoimi przemyśleniami (wszelkie linki i wskazówki mile widziane).
Pod koniec maja wraz z moimi rodzicami i znajomymi jedziemy do Chorwacji na tygodniowy rejs po Adriatyku. Nie mogę się doczekać, bo jeszcze nigdy nie żeglowałam po morzu! W dodatku szykuje się wyśmienite towarzystwo, więc z pewnością nie będziemy się nudzić.
Dzień po powrocie z Chorwacji lecimy na Islandię. Będziemy pracować w pensjonacie w okolicy jeziora Mývatn. Pracę znaleźliśmy kilka miesięcy temu rozsyłając kilkaset maili bezpośrednio do hoteli. Mamy do dyspozycji samochód pracowniczy, więc liczę na dokładniejsze poznanie tego niezwykłego kraju. Czego nie możemy przegapić? Które miejsca na Islandii zaliczycie do must be / must see? Dajcie znać w komentarzu!
Mniej więcej w połowie września wracamy do Polski. Planujemy zamieszkać w Katowicach (aktualnie jesteśmy na etapie poszukiwania mieszkania). Poważnie rozważamy również założenie własnej działalności gospodarczej, ale na razie nie zdradzam szczegółów, żeby nie zapeszyć. Możliwe, że na przełomie października i listopada wrócę do Meksyku, ale tylko jeśli uzbiera się grupa chętnych. Może macie ochotę lecieć ze mną i Ambasadą Podróżników? Szczegóły TUTAJ w zakładce Meksyk. Termin jest idealny – dokładnie w czasie Día de Muertos, czyli Święta Zmarłych!
Na koniec chciałabym serdecznie podziękować Wam – moim Czytelnikom! Za wszystkie lajki, reakcje, komentarze, serduszka, subskrybcje i słowa otuchy. Cieszę się, że przeżywaliście tę podróż razem z nami i mam nadzieję, że dzięki naszym tekstom, zdjęciom i filmom sami wybierzecie się w tamtą część świata!
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM (polecam InstaStories!). Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (co 2-3 tygodnie wysyłam osobiste listy, z niepublikowanymi wcześniej informacjami i zdjęciami), subskrybowania naszego KANAŁU NA YOUTUBE (co czwartek nowy vlog!) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!