Od wielu lat marzył nam się kilku(nasto) dniowy trip rowerowy. Wreszcie, w czerwcu 20202 roku, nadarzyła się okazja, żeby przejechać rowerem wzdłuż Bałtyku. Trasa R10, inaczej nazywana Nadmorskim Szlakiem Hanzeatyckim lub EuroVelo, łącznie ma długość 7930 km. Polski odcinek szlaku liczy 588 km i przebiega przez tereny województw: zachodniopomorskiego, pomorskiego oraz warmińsko-mazurskiego. W czerwcu 2020 przemierzyliśmy trasę od granicy polsko-niemieckiej do miasta Hel, pokonując prawie 450 km. W poniższym tekście znajdziecie opis naszej rowerowej podróży poślubnej – dzień po dniu. Mam nadzieję, że wykorzystacie moje wskazówki w praktyce, a zdjęcia zachęcą Was do przeżycia tej fantastycznej przygody!
DZIEŃ I: granica polsko-niemiecka (Świnoujście) – Dziwnów
Dystans: 47 km
Po całonocnej podróży z Katowic dotarliśmy pociągiem do Świnoujścia. Tuż koło dworca PKP wsiedliśmy na darmowy prom, którym przepłynęliśmy na drugą stronę brzegu (płynie się ok. 8 min, promy są co 20 min).
Od granicy wiodą nowe ścieżki rowerowe, wszystko jest bardzo ładnie przygotowane (całą promenada robi wrażenie – od razu nasuwa się na myśl hasło “tu jest jakby luksusowo!”). Przy wyjściu z promu (tzn. dworca PKP) wjechaliśmy na trasę R10. Najpierw wiodła ścieżką rowerową obok drogi, później odbiliśmy w las. Super trasa, przejazd bez większych problemów czy wzniesień. Jedynie kawałek drogi przez Woliński Park Narodowy był ciężki (ale widoki wszystko rekompensowały).
W Międzyzdrojach zatrzymaliśmy się na obiad (UWAGA: wcale nie było tak drogo – ok. 40 zł za osobę za halibuta z pieca, ziemniaczki, surówki, piwko / colę) w bistro koło ronda.
W Dziwnowie spaliśmy na Campingu Korab – w centrum, koło Biedronki. Bez szału, ale jest wszystko, co potrzebne (ok. 40 zł za 2 osoby i namiot).
Na zakończenie dnia – Corona, kolacja mistrzów i cudowny zachód słońca. Jedyny wieczór kiedy musieliśmy ubrać kurtki przed 22:00, potem było tylko ciepłej.
DZIEŃ II: Dziwnów – Ustronie Morskie
Dystans: 75 km
Bardzo ładna trasa przez Trzęsacz, Rewal (w którym ostatni raz byłam 20 lat temu na kolonii!), Niechorze. Długo jedzie się przez las, fajnymi ścieżkami. UWAGA: w Niechorzu warto zaopatrzyć się w wodę i coś zjeść, bo potem przez długi czas nie ma żadnego miasteczka. Jedzie się kiepską drogą (beton z “dziurkami” + kocie łby = dramacik). Dopiero przed Mrzeżynem wraca normalna ścieżka. Tam też jedliśmy obiad (knajpa Nautica w porcie – bardzo smacznie, dobre ceny np. zestaw ryba, frytki, surówka ok. 25-30 zł).
Później też przyjemna trasa, blisko morza, nie mam uwag. W Ustroniu Morskim spaliśmy w Ośrodku Rehabilitacyjno- Wypoczynkowym “MAX” (niespodzianka od męża) – full wypas, polecamy! Były: masaż, sauna, pyszna kolacja i śniadanie, wielkie, wygodne łóżko i przemiła obsługa.
DZIEŃ III: Ustronie Morskie – Dąbki
Dystans: 50 km
Ładna trasa, blisko morza, przejeżdża się m.in. koło urokliwej latarni morskiej w Gąskach. Następnie szlak wiedzie przez Mielno i na północ od jeziora Jamno. Jedliśmy bardzo tani obiad w przydrożnej knajpce w Łazach (baza ZHP).
UWAGA! Lepiej nie jechać między morzem, a jeziorem Bukowo, bo trasa jest bardzo ciężka (ominęliśmy ten odcinek grzecznie słuchając Wujka Google Maps).
Później, na odcinku Łazy-Dąbki ładne, swojskie widoczki, ale wiał nieszczęsny “wmordewind”, który bardzo utrudniał nam życie (szczególnie mi, Damianowi szło znacznie lepiej ).
W Dąbkach załapaliśmy się na najpiękniejszy zachód słońca w ciągu całego pobytu nad morzem i niezłą, niedrogą kolację w barze Aldico (jest też kawiarnia o tej nazwie – smaczna kawka mrożona).
Spaliśmy na małym, rodzinnym kampingu Luka w centrum (ale było cicho i spokojnie). Około 40 zł za 2 osoby i mały namiot. Polecamy!
DZIEŃ IV: Dąbki – Ustka
Dystans: 54 km
Etap I: Dąbki – Darłówko
Bardzo fajna trasa, szczególnie odcinek Darłówko – Wicie – Jarosławiec. W sumie jeden z najładniejszych jakim w ogóle jechaliśmy – ścieżka rowerowa prowadzi między morzem, a jeziorem Kopań. Droga jest zbudowana z płyt “z dziurkami”, ale nie jest źle (nie trzęsie za bardzo).
Za jeziorem wjeżdża się na elegancką, betonową ścieżkę rowerową, która ciągnie się przez długi czas w lesie. W Jarosławcu weszliśmy na szczyt latarni morskiej – superowe widoczki. UWAGA: w tej miejscowości warto coś zjeść i uzupełnić wodę – my tego nie zrobiliśmy, a potem żałowaliśmy, bo przez długi czas nie było sklepu.
Etap II: Jarosławiec – Ustka
Trzeba jechać trasą wgłąb lądu i pilnować trasy rowerowej R10. Część ścieżki prowadzi przez boczne uliczki, część drogami asfaltowymi, a część przez kamienistą drogę polną. Warto sprawdzać czy jak Google Maps każe skręcać w polną dróżkę to niebawem nie łączy się ona z asfaltem. Czasami warto nadrobić niecały kilometr, ale jechać asfaltem, niż męczyć się na polnych, kamienistych ścieżkach przez pole. Ostatnie 10 km to nowo wybudowana, elegancka trasa rowerowa koło asfaltowej drogi. Jeszcze muszą ją dokończyć, ale jest pięknie. Tylko sporo podjazdów i zjazdów.
Spaliśmy na polu namiotowym Zacisze – bardzo fajny, blisko deptaka (50 zł za 2 osoby i mały namiot).
W Ustce skorzystaliśmy z rad znajomego (raz jeszcze dziękujemy!) i wybraliśmy się do Restauracji Syrenka (knajpa po kuchennych rewolucjach). Zjedliśmy przepyszną rybę i burgera rybnego (ok. 90 zł obiad dla 2 osób – z piwkami). Szczerze polecamy!
DZIEŃ V: Ustka – Łeba
Dystans: 78 km
Etap I: Ustka – Rowy
Wyjeżdżając z Ustki jedziemy ścieżkami rowerowymi, potem trasa rowerowa prowadzi przez lasy i łąki, pojawiają się lekkie piaski, później kawałek asfaltowy i znów do lasu. Jest kilka podjazdów (oczywiście można podejść). Wyjeżdżając z lasu, ostatnią prostą do Rowów pokonujemy eleganckim asfaltem.
Etap II: Rowy – Kluki
Bardzo przyjemny kawałek, w Rowach wjeżdżamy do Słowińskiego Parku Narodowego i jedziemy około 6 km leśną, ubitą ścieżką, potem znów łąki i asfalt. Najlepiej trzymać się oznaczeń trasy do Łokciowa, bo Google może prowadzić na skróty, przez pola (nie warto – lepiej nadrobić 1 km, ale jechać eleganckim asfaltem). W Łokciowe jest fantastyczne miejsce dla rowerzystów – Restauracja Stodoła. Jedliśmy tam smaczne pierogi i rybę prosto z pieca.
W Klukach można zobaczyć piękne, tradycyjne domy pokryte strzechą (w Muzeum Wsi Słowińskiej – niestety było zamknięte).
Etap III: Kluki – Główczyce
Dramat! W Klukach skręcacie w prawo (zgodnie z oznaczeniami ścieżki rowerowej i jedziecie, a raczej prowadzicie rower przez udeptaną ścieżkę wśród bagien. Co chwilę są małe pomosty, które wybijają w niebiosa, w dodatku muchy nie dają żyć. Męka trwa jakieś 2 km. Gdy dotrzecie do znaku ze znakiem Łeba 21 km (skręt w lewo) – jedźcie prosto (!). Na lewo są jeszcze gorsze bagna. Jeśli pojedziecie prosto dotrzecie do płyt betonowych, po których jako tako da się jechać. Etap bardzo ciężki i męczący. Potem wyjeżdżacie na asfalt i dojeżdżacie nim do Główczyc.
Etap IV: Główczyce – Łeba
Nie jechaliśmy R10 tylko przez Pobłocie – Poraj – Wicko (plac zabaw ze Shreka!) – Podroże. Nadrobiliśmy sporo kilometrów, ale przynajmniej nie wpakowaliśmy się w kolejne bagna. Końcówka piękna – nowa trasa rowerowa.
W Łebie spaliśmy na kempingu Marco Polo – najtańszy (37 zł za 2 osoby i namiot) i najlepszy w trakcie całego tripa – polecamy!
DZIEŃ VI: Łeba – Karwia
Dystans: 57 km (plus 18 km na ruchome wydmy w obie strony)
Dzień rozpoczęliśmy od pobytu w Słowińskim Parku Narodowy. Podziwialiśmy słynne na całą Polskę ruchome wydmy. Niesamowite miejsce nawet, gdy są tam tłumy turystów 🤩 Swoją drogą polecamy wybrać się tam rowerem, chociażby wypożyczonym w Łebie.
Koło 11 wyjechaliśmy z campingu i ominęliśmy jezioro Sarbsko od południa (odpuściliśmy R10 między morzem, a jeziorem, ze względu na piach – ponoć bardzo malownicza trasa, ale nie na wąskie koła). Momentami i tak prowadziliśmy rowery, bo było dość ciężko (przejeżdżaliśmy przez maleńkie wioski, pola i łąki). Zrobiliśmy sobie przerwę przy latarni morskiej Stilo (była jeszcze zamknięta przez pandemię).
Później jechaliśmy R10 – bardzo fajna trasa aż do Białogóry. Tam, na zaproszenie Kingi poznanej przez Insta (za to kocham blogowanie!), razem z Andrzejem, który zagadał nas na trasie i prawie codziennie robi 50-100 km na rowerze, poszliśmy do bistro Słodko&Słono. Polecamy z całego serducha – przepyszna pyszna i kawa!
Za namową lokalsów jechaliśmy potem przez parę kilometrów trasą wzdłuż morza – przepięknie, ale sporo piachu. Następnie wróciliśmy na R10 – super trasa, aż do Karwi ciągnie się lasem.
To był ostatni zachód słonka nad morzem w trakcie tego wyjazdu – standardowo spędziliśmy go na plaży z piwkiem. Dodatkowo spotkaliśmy się ze znajomymi, którzy mieszkają w tej okolicy i mają cudnego psiaka.
DZIEŃ VII: Karwia – Hel
Dystans: 57 km
Super ścieżka, w większości w pobliżu morza lub zatoki. Utwardzona, ciężko do czegoś się przyczepić (nastawcie się na jeden męczący podjazd – przed Jastrzębią Górą). Tylko ludzi jest sporo, szczególnie w weekend – trzeba na nich uważać. Warto zobaczyć latarnię morską w Rozewie (a właściwie 2 latarnie – stara i nowa).
Dzień zaczęliśmy od spełnienia swojego obywatelskiego obowiązku – ja miałam kartkę upoważniającą do głosowania w każdej komisji wyborczej, a Damian dopisał się do listy w Karwi. Niestety okazało się, że coś poszło nie tak i nie ma go w spisie wyborców w tej miejscowości (osoba decyzyjna nie odbierała telefonów…). Całe szczęście, że była druga tura!
Później zatrzymaliśmy się w Chałupach (ach te wspomnienia sprzed nastu lat…), żeby na moment spotkać się ze znajomą (pozdrowienia dla Anetki!). Później przerwa na pyszne buły z rybkami w Rybułce w Jastarni oraz smakowite lody i kawkę w Przystań na Lody. Polecamy!
Gonił nas czas (czyt. pociąg z Helu do Kato o 18:30), więc gdy tylko dojechaliśmy na koniec (początek?) Polski, wskoczyliśmy do Bałtyku. Idealne zakończenie naszej podróży, podczas której przejechaliśmy 448 km na rowerach!
—
Rowerem wzdłuż Bałtyku – MAPA PODRÓŻY
Polecamy tego tripa każdemu, kto ma jako-taką kondycję, w miarę porządny rower (najlepiej z szerszymi oponami, niż cross) i trochę samozaparcia. Polska jest przepiękna i zaskakuje na każdym kroku! A czerwiec, najlepiej przed wakacjami szkolnymi, to idealny moment na takie wojaże, bo nie ma jeszcze dzikich tłumów, a dzień jest baaardzo długi.