Odnalazłam swoje miejsce na ziemi! To była zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia! Nie dziwię się, że wszyscy backpackerzy uwielbiają Pai. Ma w sobie coś magicznego i przyciąga samych pozytywnych ludzi. W dodatku właśnie tutaj obchodziliśmy z Damianem swoją pierwszą rocznicę – lepiej być nie mogło 🙂
DROGA Z CHIANG MAI DO PAI
Jedyna nieprzyjemna rzecz to kręta i długa trasa Pai-Chiang Mai. Spędziliśmy ponad 3 godziny w vanie, w dodatku wielka ulewa utrudniała nam znaczną część drogi. Pierwszy raz od wielu lat pojawiły się u mnie objawy choroby lokomocyjnej – istny koszmar! Za to potem było już tylko lepiej. Przypadkowo trafiliśmy na cudne i tanie bambusowe domki na palach (Hut Twin). Nie dość, że okolica była bardzo urokliwa to dodatkowo w cenie mieliśmy pyszne śniadanko! Polecam z całego serca (za mostkiem w prawo, idzie się około 300 metrów przez inny, droższy ośrodek).
Wieczorem był czas na relaks – postanowiłam poprawić wygląd swoich paznokci. Manicure z pedicurem jedyne 25 zł – pod tym względem Tajlandia jest wspaniała 🙂 Trafiliśmy również, mając już trochę dość tajskiej kuchni, do świetnej burgerowni. W Burger Queen oprócz smacznych kanapek można dostać przepyszne frytki, chyba najlepsze jakie w życiu jadłam. W dodatku knajpka jest zrobiona z pomysłem – nie omieszkaliśmy zostawić swojego podpisu na ścianie.
ATRAKCJE W PAI I OKOLICY
Następnego dnia wypożyczyliśmy skuter, by podziwiać piękne widoki. W Pai można godzinami jeździć po okolicy i zachwycać się górami, wodospadami, polami ryżowymi. Dzięki właścicielowi naszego guesthouse’a trafiliśmy do mało znanych gorąych źródeł, w dodatku tańszych 10-cio krotnie (są oddalone nieco dalej od miasta). Przez większą część czasu byliśmy tam zupełnie sami! Odwiedziliśmy również dwa wodospady. Polecamy szczególnie jeden z nich – Pam Bok. Po drodze koniecznie trzeba zatrzymać się w małej knajpce Split Place, w której można spróbować pysznych owoców (np. bananowych czipsów, do których podawany jest dżem), wina i napoju z dużą ilością witamin – wszystko z ogródka, który ogląda się z hamaku czy krzesełka. Co najlepsze – płacisz za taki poczęstunek (który może być całkiem sycącym lunchem) ile uważasz za stosowne (pieniądze wrzucasz po prostu do “donation box”). Dodatkową miłą niespodzianką w tym miejscu było odnalezienie wpisu, w księdze gości, naszej koleżanki Ani, która była tam kilka tygodni temu (pozdrawiamy :))!
Kolejnym romantycznym miejscem, do którego przypadkowo trafiliśmy była kawiarnia Coffee in love z pięknymi widokami i najlepszą kawą jaką piłam w Azji (jedna z lepszych jakie kiedykolwiek piłam, a piję kawę od lat, dzień w dzień!). Atmosfera po prostu idealna na naszą rocznicę! Jakby tego było mało, po wizycie w urokliwym kanionie, załapaliśmy się na kręcenie filmu na słynnym memorial bridge. Okazało się, że jest to film hinduski i swobodnie można chodzić po okolicy i przypatrywać się reżyserom, aktorom czy kamerzystom w akcji. Zauważyliśmy, że nieopodal grupka ludzi puszcza lampiony (element filmu) – nim się spostrzegliśmy sami trzymaliśmy lampion w dłoniach i czekaliśmy na odpowiedni moment, żeby wypuścić go daleko do nieba. Tylu romantycznych niespodzianek się nie spodziewaliśmy!
Na sam koniec tego cudownego dnia po drinku w jednym z wielu chilloutowych barów, w czasie powrotu do domku spotkaliśmy wesołą grupę ludzi, z którą spędziliśmy miłe chwile na rozmowach o podróżach i otaczającym nas świecie. Oczywiście, gdy tylko dowiedzieli się, że obchodzimy rocznicę, poza gratulacjami poczęstowali nas szotem whiskey i dodali: “jesteście Polakami, nie macie problemów z szotami bez popijania” 🙂 Tego typu osób jest w Pai mnóstwo i to jest w tym mieście najlepsze! Wszyscy się uśmiechają, są zrelaksowani, zarówno mieszkańcy jak i przyjezdni mają dready, tatuaże czy kolczyki (tylko tutaj widziałam tylu Tajów z długimi włosami lub dreadami)!
Co tu dużo mówić. Pai mnie urzekło! W dodatku jest szansa, że w marcu powrócę w to magiczne miejsce, by zrealizować jedno ze swoich największych marzeń, jakim jest opieka nad słoniami (w okolicy znajduje się Thom’s Camp). Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli będę przeszczęśliwa!
[EDIT] W marcu 2015 roku odbyłam 2-tygodniowy wolontariat w Thom’s Elephant Camp w Pai. Szczegółową relację znajdziecie TUTAJ.
A Wy jakie miejsca, które odwiedziliście uważacie za najbardziej romantyczne?
INFORMACJE PRAKTYCZNE
10 batów = około 1 zł (ceny z października 2014 roku)
– van Chiang Mai-Pai – 150 batów;
– autobus Chiang Mai-Pai – 72 baty, jeździ tylko raz dziennie, wcześnie rano;
– domek w Twin Hut bez łazienki, ze śniadaniem – 220 batów;
– wypożyczenie skutera – 100-200 batów za dobę;
– wstęp do gorących źródeł – 200 lub 20 batów;
– wodospady i kanion – wstęp bezpłatny (!);
– najlepsze frytki na świecie – 50 batów (duża porcja);
– burger – 80-120 batów;
– ziemniaczki na patyku – 20-30 batów;
– szpinak/kurczak/szynka z serem zapiekany w cieście – 20 batów;
– spora porcja kurczaka w panierce na patyku – 10 batów (!);
– pyszna kawa w Coffee in love – 50 batów;
– ciacha w Coffee in love – 80 batów;
– mojito w pubie na głównej ulicy – 70-100 batów;
– manicure + pedicure – 250-350 batów
– TUTAJ możesz zarezerwować nocleg w Pai.
INNE TEKSTY O TAJLANDII
1. Tajlandia – informacje praktyczne
2. Ao Nang i Railay – rajskie plaże
3. Tajskie wyspy (Koh Lanta, Koh Tao i Koh Phangan)
4. Chiang Mai
5. 4 dni w Bangkoku
6. Od Kanchanaburi po Sukhothai
7. Trekking w Umphang
PIĄTKI Z PODRÓŻY
Pamiętajcie o projekcie Piątki z podróży. Wy również możecie przekazać symbolicznego piątaka!
Fundacja „Król i Smok”
Nr konta: 21 1020 5242 0000 2102 0324 1874
Adres:
PKO BP O 9 we Wrocławiu
ul. Grabiszyńska 240
53-235 Wrocław
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM. Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (co 2-3 tygodnie wysyłam osobiste listy, z niepublikowanymi wcześniej informacjami i zdjęciami), subskrybowania naszego KANAŁU NA YOUTUBE oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do dalszej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!