Soczyście zielone pola ryżowe w okolicach Batad i Banaue zrobiły na nas ogromne wrażenie. Jest to miejsce, którego początkowo w ogóle nie planowałyśmy odwiedzić. Całe szczęście, że zmieniłyśmy trasę swojej podróży, bo pola ryżowe ciągnące się po horyzont stały się jedną z naszych ulubionych filipińskich atrakcji.
NOCNY AUTOBUS Z MANILI DO BANAUE
Do Manili przyleciałyśmy prosto z wulkanicznej wyspy Camiguin. Po 1,5 godzinie stania w korku (taksówka na szczęście i tak kosztowała nas około 20 zł) dotarłyśmy na dworzec autobusów firmy Ohayami Trans. Jest to jeden z kilku przewoźników, który w swojej ofercie ma autobusy jadące w północne rejony wyspy Luzon (inną znaną firmą jest Florida). Kupiłyśmy bilety na ostatni nocny autobus tego dnia (dobrze, że było, bo w internecie straszą, że często są wyprzedawane dzień wcześniej) i nie z bardzo wiedziałyśmy co ze sobą zrobić. Z nieba lał się żar, miałyśmy łącznie 4 plecaki, na nogach byłyśmy od godziny 5, a moja mama ledwo chodziła przez bolące kolano. Przemiła pani kasjerka zasugerowała, że za parędziesiąt groszy możemy pojechać jeepneyem do centrum handlowego. To był strzał w dziesiątkę! Najadłyśmy się, odpoczęłyśmy i nawet… poszłyśmy do kina na „Księgę dżungli” (byłyśmy w szoku, że film jest po angielsku bez żadnych napisów).
Nasz autobus miał odjechać o 22:15. Oczywiście miał spore opóźnienie, a jak już ruszył to musiał najpierw przebić się przez korki w Manili. To miasto chyba naprawdę nigdy nie śpi i jest jednym wielkim korkiem. Mniej więcej koło 8 rano (w sobotę) dotarliśmy do Banaue. Po drodze mieliśmy jedną godzinną przerwę, w autobusie WiFi działało, jak miało na to ochotę i było dość zimno (najlepiej zaopatrzyć się w ciepłe rzeczy do okrycia).
BANAUE – PRAWDOPODOBNIE NAJBRZYDRZE MIASTO NA FILIPINACH
Blaszane domy, zaśmiecone ulice, gwar i tłok – Banaue nie zrobiło na nas zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Aż dziwne, że 5 kilometrów od tak brzydkiego miasta znajdują się jedne z najstarszych pól ryżowych na świecie. Zjadłyśmy śniadanie, złapałyśmy internet i kolejny raz zmieniłyśmy plan podróży. Postanowiłyśmy nie spać w Banaue, tylko z bagażem podręcznym dostać się do Batad i tam nocować. Zostawiłyśmy plecaki u miłej właścicielki restauracji na głównym placu w Banaue, dowiedziałyśmy się, że jeepney do Batad odjedzie dopiero za parę godzin i znalazłyśmy trycykl, który zawiózł nas do Batad Saddle za rozsądną cenę. Batad Saddle to punkt spotkań, z którego do samej miejscowości idzie się jakieś pół godziny. Po drodze spotykałyśmy bardzo fajnego chłopaka z Holandii, z którym spędziłyśmy potem cały dzień. Dotarłyśmy do „centrum” miasteczka, w którym nie ma ani zasięgu ani WiFi, a za naładowanie telefonu czy baterii do aparatu trzeba dodatkowo płacić i…
…ZAPARŁO NAM DECH W PIERSIACH! BATAD – ÓSMY CUD ŚWIATA!
Okolice Batad są naprawdę piękne! Zieleń, zieleń i jeszcze raz zieleń. Do tego knajpka z widokiem na niekończące się pola ryżowe. Nie ważne, że wszystko jest 2 razy droższe, niż w Banaue, a pokój to tylko zbite parę desek i łóżko (nie ma nawet wentylatora, bo przecież wtedy moglibyśmy sobie „za darmo” ładować sprzęt elektroniczny). Byłyśmy zachwycone! Szybko znaleźliśmy kwaterę i popędziliśmy nad wodospad. Bez przewodnika, bo mniej więcej wiedzieliśmy gdzie znajduje się słynny wodogrzmot Tappiya. Po godzinie dotarliśmy na miejsce, ochłodziliśmy się w jeziorku i zachwyciliśmy się kolejnymi fantastycznymi widokami. Turystów było tam bardzo dużo – chłopak, z którym rozmawiam powiedział mi, że jeszcze 4 lata temu był przy wodospadzie sam, a o żadnych sklepikach z napojami i przekąskami nawet mu się nie śniło. Cóż, turystyka na Filipinach z roku na rok zyskuje na popularności. Dla mieszkańców to chyba dobrze, dla przyrody wręcz przeciwnie…
Wieczór spędziłyśmy w międzynarodowym towarzystwie dyskutując na wiele tematów z Holendrami, Izraelką oraz Polakami, którzy od lat mieszkają w Australii (pozdrowienia dla Moniki i Michała!).
TREKKING Z BATAD DO BANGAAN
Ponownie wstałyśmy bardzo wcześnie i wyruszyłyśmy w stronę Bangaan. Bez przewodnika, pytając od czasu do czasu mieszkańców okolicznych chat. Niestety nie ma żadnych szlaków czy tabliczek wskazujących drogę, ale idzie się po prostu jedną ścieżką, która rozwidla się bardzo rzadko. Trasa jest bardzo ładna, chociaż nie przebija tej z poprzedniego dnia. Po 3 godzinach docieramy do głównej drogi (mimo skwaru i bolącego kolana mamy, także można stwierdzić, że jest to dość łatwy trekking). Na porannego jeepney’a się spóźniłyśmy (co było zamierzone, odjeżdża codziennie koło 9:00), więc po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy dalej betonową drogą – w stronę punktu widokowego. Na szczęście dzielił nas od niego tylko kilometr. W małej wiosce poznałyśmy przemiłych ludzi, którzy opowiedzieli nam, że kiedyś w tych okolicach żyli łowcy głów. Plemiona z Banaue, Batad i innych miejscowości rywalizowały ze sobą, często dochodziło do pojedynków, a trofea (czyli głowy przegranych) były dumnie wbijane na pale…
Dogadałyśmy się z miejscowym kierowcą trycykla, który zawiózł nas z powrotem do Banaue (ponoć miałyśmy szczęście, bo często nie ma takiej możliwości, zawsze zostaje łapanie stopa, ale przy jednym aucie na godzinę mogłybyśmy spóźnić się na wieczorny autobus do Manili).
Popołudniu zorientowałyśmy się, że jeszcze nie widziałyśmy słynnych pól ryżowych, które zostały stworzone ponad 2000 lat temu i są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Na szczęście miałyśmy kilka godzin do odjazdu autobusu, więc pojechałyśmy trycyklem do dwóch punktów widokowych. Widać, że pola ryżowe są naprawdę stare i już nieco zaniedbane. Pola znajdują się na wysokości około 1500 metrów n.p.m. i prawdopodobnie zostały zrobione tylko przy użyciu rąk! Pewnie dlatego są uważane za Filipińczyków za ósmy cud świata. Na nas dużo większe wrażenie zrobiły tarasy ryżowe w Batad, ale one powstały znacznie później.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
W Banaue i Batad byłyśmy w kwietniu 2016 roku. 10 pesos = około 83 grosze.
- autobus nocny z Manili do Banaue (firma Ohayami Trans) – 450 pesos (Florida – 530),
- nocleg w Batad – 250 pesos za osobę (warunki bardzo podstawowe),
- posiłki w Batad – 100-200 pesos,
- litrowa woda – 70-75 pesos (w supermarkecie 15-20),
- małe piwo – 75 pesos,
- tryckl z Banaue do Saddle Batad – 400 pesos (wynegocjowana z 700),
- trycykl z punktu widokowego w Bangaan do Banaue – 500 pesos,
- smaczne posiłki i darmowy zimny „prysznic” w Banaue – guesthouse Querencia,
- inne kwatery w Banaue możesz znaleźć TUTAJ,
- trycykl z centrum Banaue do punktów widokowych, z których można podziwiać tarasy ryżowe wpisane na listę UNESCO – 200 pesos.
CZYTAJ WIĘCEJ O FILIPINACH:
1. Wulkan Camiguin i bliskie spotkanie z policją
2. Różnorodna wyspa Bohol
3. Oaza spokoju, czyli rajski Pamilacan
4. Ciekawostki o Filipinach
INNI BLOGERZY O BANAUE I BATAD:
1. Świat według Rostków
2. Paczki w podróży
3. Okiem Maleny
4. Oby dalej
…
Podobał Ci się wpis? Bądź na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A, INSTAGRAM oraz SNAPCHATA (nick: gadulec). Zachęcam również do zapisywania się do NEWSLETTERA (ramka pod spodem) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!