Maroko to nie tylko pustynie czy zatłoczone miasta pełne smaków i kolorów. To także miejsce, w którym znajduje się najwyższy szczyt Afryki Północnej. Jebel Toubkal ma 4167 m n.p.m., należy do masywu górskiego Atlas i dumnie wznosi się nad miasteczkiem Imlil. Nie jest to góra bardzo trudna do zdobycia szczególnie, gdy warunki atmosferyczne są sprzyjające. Jednak przed wyjazdem warto odpowiednio się przygotować – fizycznie, mentalnie oraz sprzętowo.
PRZED WYJAZDEM
Przed wejściem na Jebel Toubkal przyda się chociaż średnio przeciętna kondycja. Nie mówię o specjalistycznych treningach, tylko o zwykłych ćwiczeniach 2-3 razy w tygodniu. Można biegać, chodzić na fitness, siłownię, taniec czy robić skalpel Chodakowskiej. Oczywiście pewnie dużo osób byłoby w stanie wejść na sam szczyt bez żadnego przygotowania. Osobiście uważam, że jest to niepotrzebne ryzyko. Lepiej przed wyjazdem poświęcić 2-3 dni w tygodniu na jakąkolwiek aktywność fizyczną albo po prostu wyjechać w Tatry czy Góry Sowie.
Warto uświadomić sobie, że wejście na 4-tysięcznik może wiązać się z różnego rodzaju problemami: bólem głowy, kłopotami z oddychaniem, uciążliwą zadyszką, nudnościami. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć kogo i w jakim momencie dopadną tego typu dolegliwości. Niekiedy wystarczy przystanąć na chwilę i uspokoić oddech. Innym razem zawrócenie jest koniecznością. Pamiętajmy, że zdrowie i bezpieczeństwo są ważniejsze, niż zdobycie szczytu.
Jeśli chodzi o przygotowania sprzętowe to należy pamiętać, że jesienią, zimą i wiosną od 2500-3000 metrów n.p.m. prawie zawsze leży śnieg. Przydadzą się więc raki, kijki i/lub czekan, które możemy wypożyczyć w Imlil. Z kraju koniecznie należy przywieźć porządne, nieprzemakające buty trekkingowe (za kostkę), kurtkę przeciwdeszczową i wiatrochronną, bieliznę termoaktywną, okulary przeciwsłoneczne (najlepiej z polaryzacją) oraz krem z wysokim filtrem UV. O podstawowych ubraniach typu czapka, rękawiczki, chusta, ciepłe spodnie i polar (bluza) nawet nie wspominam. Oczywiście cały czas mam na myśli wejście na Toubkal w okresie październik-kwiecień (maj). Latem wszystko się zmienia (topnieje śnieg, jest dużo cieplej).
Z WIOSKI IMLIL NA JEBEL TOUBKAL
W Maroku byłam na wyjeździe z Solistami – stowarzyszeniu podróżników, w którym pracuję od kilku miesięcy między innymi jako lider (opiekun grupy). Mieliśmy załatwiony transport z Marrakeszu do Imlil (busem kilkunastoosobowym). Wyjechaliśmy wcześnie rano, koło 11 dotarliśmy do wioski i rozpoczęliśmy trekking do schroniska, które znajduje się na 3200 m n.p.m. Do Refuge de Toubkal doszliśmy koło godziny 17 (po drodze mieliśmy długą przerwę na lunch i kilka krótszych). Łącznie trzeba pokonać nieco ponad 1400 metrów przewyższenia. Droga nie jest specjalnie trudna za to bardzo malownicza i urozmaicona. Przechodziliśmy przez rzekę (skacząc po kamieniach), mijaliśmy 2 wioski, w tym jedną położoną w połowie drogi (koniecznie trzeba się tam napić świeżego soku pomarańczowego!).
Ten odcinek przebyłam dwukrotnie – z pierwszą grupą 14.11 oraz kilka dni później z nową grupą. Drugiego dnia wstaliśmy koło godziny 5 i zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy w stronę szczytu (warto zaopatrzyć się w czołówki, ponieważ w listopadzie słońce wstawało dopiero przed 7). Wejście na Jebel Toubkal zajęło nam niecałe 4 godziny, zejście prawie dwa razy mniej. Byliśmy 11-osobową grupą i mieliśmy przewodnika wynajętego w Imlil. Spisał się bardzo dobrze, narzucał odpowiednie tempo, wszyscy byliśmy z niego zadowoleni. Z pewnością, gdy idzie się mniejszą grupą można pokonać tę trasę szybciej. W schronisku zjedliśmy lunch, zeszliśmy na około 3000 m n.p.m., bo mniej więcej tam była granica śniegu. Na tej wysokości czekały na nas muły, którymi zjechaliśmy do samej wioski (Imlil). Było to całkiem zabawne, choć dość bolesne przeżycie (cierpiały przede wszystkim nasze pośladki oraz kolana, szczególnie gdy muł schodził po stromych odcinkach trasy).
Jeśli chodzi o kłopoty z oddychaniem i inne ewentualne dolegliwości – z naszej 11-osobowej grupy nikt nie miał poważniejszych problemów (poza lekkim bólem głowy i nierównym oddechem). Na ostatnim odcinku musieliśmy zatrzymywać się co kilka/kilkanaście kroków, żeby wyrównać oddech. Oczywiście trzeba pamiętać, że każdy organizm jest inny. W większości przewodników znajdziecie informację, że najlepiej poświęcić na ten trekking nie 2, a 3 dni – pierwszego dnia dojść do schroniska, drugiego wejść na Jebel Toubkal i ponownie spać w schronisku, a trzeciego na spokojnie zejść do Imlil. Jeśli macie nieco więcej czasu to z pewnością bezpieczniejsza opcja.
Jest jeden maleńki szczegół, który warto mieć na uwadze – 18 listopada Marokańczycy obchodzą Dzień Niepodległości. Mają wtedy wolne i cała trasa od Imlil po sam szczyt była bardzo zatłoczona – w pewnym momencie na Toubkal szliśmy jak przysłowiowe mrówki – człowiek za człowiekiem (i tak kilkadziesiąt osób w „rzędzie”). Nie było to zbyt wygodne i nieco psuło atmosferę na samej górze, ale nie przejęliśmy się tym zbytnio.
CZTEROTYSIĘCZNIK DOSKONAŁY
Moim zdaniem Jebel Toubkal to idealny czterotysięcznik na „pierwszy raz”. Wcześniej byłam jedynie na Rysach (2499 m n.p.m.) oraz na nieco wyższych francuskich i austriackich lodowcach (ale to się nie liczy, bo wjeżdżałam na samą górę wyciągiem lub kolejką). Nie jest to szczyt trudny technicznie do zdobycia, a mimo wszystko satysfakcja z wejścia na 4167 m n.p.m. jest nie do opisania. Chyba powoli zaczynam rozumieć dlaczego mój tata chodzi po górach wysokich… I to niesamowite poczucie dumy, radości i spełnienia po osiągnięciu celu! Szczególnie gdy robimy daną rzecz po raz pierwszy w życiu! Przyznaję, że mieliśmy dużo szczęścia – kilka dni później, pod koniec listopada pogoda była znacznie gorsza – zaczął padać śnieg, widoczność zmalała, a temperatura spadła do -10. Moi rodzice byli na Toubkalu w styczniu tego roku (2016) i ledwo widzieli piramidkę, która znajduje się na szczycie. Z kolei jeden z uczestników solistowej wyprawy kilka lat temu próbował wejść na ten 4-tysięcznik i musiał odpuścić z powodu złych warunków atmosferycznych (nie doszedł nawet do schroniska). Podsumowując – warto sprawdzić pogodę przed przyjazdem do Imlil.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
- z Marrakeszu do Imlil turyści jeżdżą głównie taksówkami (zgadują się w hostelach/riadach i dzielą koszta między 2-4 osoby),
- inną opcją jest przejazd do Asni transportem publicznym (kursują kilka razy dziennie z Marrakeszu), a następnie dojazd do Imlil (kursują wtedy kiedy się zapełnią) – opcja dla osób, którym się nie spieszy – może to zająć nawet cały dzień,
- nocleg w Refuge de Toubkal – od 130 dirhamów za łóżko w wieloosobowym pokoju (szczegóły TUTAJ),
- nocleg w Imlil możesz zarezerwować je przez TEN LINK,
- na 3200 m n.p.m. znajduje się również schronisko Muflon (są tam pokoje dwuosobowe),
- w obu schroniskach nie ma ogrzewania (na stołówce są kominki) – w pokojach zanim się „nachucha” jest bardzo zimno (a przynajmniej tak było w listopadzie),
- wynajęcie muła w jedną stronę – 100-150 dirhamów,
- wynajęcie przewodnika – 500-1000 dirhamów (być może dla 1-2 osób koszt jest mniejszy),
- raki – 90 dirhamów,
- kijki – 50 dirhamów za parę,
- posiłki w Refuge de Toubkal – 30-70 dirhamów,
- pyszny sok pomarańczowy w wiosce po drodze do schroniska – 10-15 dirhamów,
- wejście pierwszy raz w życiu na 4-tysięcznik – BEZCENNE!
Za zdjęcia nieoznaczone moim logo bardzo dziękuję Andrzejowi. Osoby, które chcą jeszcze bardziej poczuć klimat Toubkala i pięknych gór Atlasu zachęcam do obejrzenia filmików Daniela – znajdziecie je TUTAJ.
CZYTAJ RÓWNIEŻ
Marrakesz – jak się w nim odnaleźć i nie zwariować?
3-dniowa wycieczka na pustynię
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A, INSTAGRAM oraz SNAPCHATA (nick: gadulec)! Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (ramka pod spodem) oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do ciągłej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!