León i Granada to najchętniej odwiedzane miasta w Nikaragui. Od wielu lat rywalizują ze sobą o względy turystów, a także o miano „najstarszej miejscowości kraju”. Które z nich bardziej nas urzekło? Lepiej odwiedzić León i olśniewającą białą katedrę czy Granadę i kościół, którego wizerunek widnieje na banknocie 100-córdobas? Odpowiedzi szukajcie w poniższym tekście.
PODRÓŻ Z SALWADORU DO NIKARAGUI
Pokonanie trasy La Union (Salwador) – León (Nikaragua) zajęło nam cały dzień. Standardowo zdecydowaliśmy się na jazdę publicznymi autobusami, więc musieliśmy się przesiadać bodajże 5 razy. Droga wiedzie przez Honduras – jedna z przesiadek miała miejsce w Choluteca – prawdopodobnie najbrzydszym mieście, w którym kiedykolwiek byłam. Cały odcinek liczy 280 kilometrów, ale na jego przejechanie koniecznie przeznaczcie co najmniej 8-10 godzin (chyba, że jedziecie własnym samochodem albo kupicie bilet na turystyczny busik). Ze śmiesznych sytuacji: z granicy Honduras-Nikaragua do miasta Chinandega jechaliśmy chickenbusem z bardzo sympatycznymi mieszkańcami, z którymi ucięliśmy sobie miłą pogawędkę. W pewnym momencie chcieliśmy wytłumaczyć, że jesteśmy zaręczeni. Klęczenie i pokazywanie pierścionka, używanie słów typu „fiance” i mówienie „wielkimi literami”, że to stan pomiędzy zwykłym związkiem, a małżeństwem zdało się na nic. Zrezygnowani stwierdziliśmy, że w Nikaragui nie ma okresu narzeczeństwa, co oczywiście jest nieprawdą 😀
LEON I NAJWIĘKSZA KATEDRA W AMERYCE ŚRODKOWEJ
W León mieszka ponad 200 tysięcy osób. To drugie największe miasto w kraju i ważny ośrodek uniwersytecki. Rozsławione przede wszystkim przez ogromną, białą Katedrę – największy tego typu obiekt w całej Ameryce Środkowej. Kościół, którego pełna nazwa to Insigne y Real Basílica Catedral de la Asunción de la Bienaventurada Virgen María, znajduje się w Parque Central i w 2011 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jego budowę rozpoczęto w 1746 roku, a ukończono w 1814. Na niezwykły projekt autorstwa Diego José de Porres Esquivel składa się 5 naw podtrzymywanych przez 24 filary, a cała katedra ma około 100 m długości oraz 45 m szerokości.
Dla mnie najbardziej wyjątkowa była możliwość wejścia na dach Katedry. Nie dość, że roztacza się stamtąd piękny widok na całą okolicę (León otoczone jest wulkanami!) to w dodatku dach również jest zbudowany z białych elementów. W słońcu robi to wszystko ogromne wrażenie, a zdjęcia wychodzą bajecznie. Z resztą zobaczcie sami! Swoją drogą mieliśmy dużo szczęścia, bo na krótko przed naszym przyjazdem do Nikaragui Katedra została odmalowana.
Sama starówka León nie jest zbyt duża. Aby ją zobaczyć wystarczy kilkugodzinny spacer. Serdecznie polecamy free walking tour, który odbywa się 2 razy dziennie i trwa ok. 1,5-2h (szczegóły TUTAJ). Pamiętajcie, że pracownicy tego typu firm zarabiają głównie na napiwkach. Jeśli wycieczka nam się podobała należy pod koniec zapłacić plus-minus 5 USD.
Z ciekawostek: w mieście znajduje się restauracja polsko-lankijska IMBIR! Można tam zjeść naprawdę pyszne pierogi (prawie jak u babci) czy prawdziwy polski chłodnik. Knajpkę założył kilka lat temu Polak wraz z żoną, która, jak możecie się domyślać, pochodzi ze Sri Lanki. Słusznie jest oceniana jako jedna z najlepszych restauracji w León. Ceny są dość wysokie, ale warto, szczególnie, jeśli od kilku miesięcy marzą Wam się pierogi albo po prostu macie dość tortilli, fasoli i tłustego mięsa.
VOLCANO BOARDING, CZYLI ZJAZD NA DESCE Z WULKANU
Jedną z najpopularniejszych aktywności w okolicy León jest volcano boarding. Jest to zjazd na desce (na której się siada) z aktywnego (!!!) wulkanu Cerro Negro. Nie martwcie się – ostatni raz wybuchł prawie 20 lat temu i jest cały czas monitorowany. Najpierw czeka nas godzinna przejażdżka pick’up-em, następnie ok. 2-godzinne podejście na szczyt (dość męczące, szczególnie w palącym słońcu i z ciężką deską w rękach), a następnie zjazd po 500-metrowej trasie. Ponoć najwięksi wariaci osiągają prędkość 80-90 km/h, a przeciętnie jedzie się ok. 50 km/h. Przewodnik przed startem wyjaśnia, jak jechać szybko, ale bezpiecznie. Później należy ubrać się w kombinezon, który zapewnia firma (wygląda się jak teletubiś ;)), usta ochronić bandaną, a usta specjalną maską (żwir i kamyki lubią odskakiwać spod deski). Co ciekawe ja i Karolina jechałyśmy szybciej, niż Artur czy Damian, mimo że jesteśmy lżejsze. Nie wiem czy chodzi o siłę tarcia czy po prostu mocniej podniosłyśmy przód deski. Tak czy siak było świetnie i polecam tę rozrywkę każdemu!
W mieście funkcjonuje co najmniej kilkanaście agencji zajmujących się volcano boardingiem. Do najsłynniejszych należy Quetzaltrekkers – instytucja, która powstała jako pierwsza, a przy okazji dochód ze sprzedaży usługi jest przeznaczony na cele charytatywne. My zdecydowaliśmy się na Volcano Day głównie przez fantastyczne opinie w internecie (polecali ich m.in. Gdzie Bądź). Był to strzał w dziesiątkę! Wszystko było zorganizowane perfekcyjnie, w cenie dostaliśmy świetne koszulki, w dodatku byliśmy w 4 osoby (znów spotkaliśmy się z Karoliną i Arturem, których poznaliśmy w Antigua de Guatemala), więc zgarnęliśmy zniżkę (i piwka przy zapisie :D), a popołudniu załapaliśmy się na genialną imprezę w chickenbusie! Razem z kilkudziesięcioma osobami z całego świata pojechaliśmy wesołym busem nad ocean (León znajduje się jedyne 20 km od Pacyfiku), śpiewaliśmy, tańczyliśmy i piliśmy (za) dużo rumu. TUTAJ znajdziecie porównanie kilku agencji zajmujących się volcano boardingiem.
KOLONIALNA ARCHITEKTURA GRANADY
Granada została założona w 1523 roku przez hiszpańskiego konkwistadora Hernándeza de Córdoba. To jedno z najstarszych miast w kraju, które przez pewien czas pełniło funkcję stolicy na przemian z León (ostatecznie „wygrała” Managua). Leży nad jeziorem o wdzięcznej nazwie Nikaragua.
W Granadzie znajduje się wiele interesujących budynków i zabytków architektury kolonialnej. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na kościoły np. ufortyfikowany kościół San Francisco z XVI wieku, kościół Guadelupe, kościół La Merced z przełomu XVII i XVIII wieku (za niewielką dopłatą można wejść na wieżę widokową – polecam) czy kościół Xalteva (to właśnie jego wizerunek znajdziecie na banknocie 100 córdobas).
Miasto jest czyste, zadbane i kolorowe. Generalnie odnieśliśmy wrażenie, że mieszkańcy Nikaragui dbają o środowisko dużo bardziej, niż Salwadorczycy czy Gwatemalczycy. Oczywiście dalej są daleko „w lesie” za swoimi sąsiadami z Kostaryki, ale od nich mogłaby się uczyć większość świata. Wieczorem główne ulice Granady oraz Parque Central tętnią życiem – w knajpkach jest mnóstwo promocji, a uwierzcie mi, że drinki „2 za 1” smakują jeszcze lepiej, niż zazwyczaj.
WULKAN MASAYA
Późnym popołudniem warto wybrać się na wycieczkę do wulkanu Masaya. Mieści się on 35 kilometrów od Granady (w stronę stolicy). Można wykupić wycieczkę lub jechać na własną rękę przy czym, o dziwo, ta pierwsza opcja może się bardziej opłacać. Już wyjaśniam: najpierw należy złapać miejski autobus do Managua i wysiąść przy wejściu na wulkan. Tam prawdopodobnie zobaczycie sznur samochodów, które grzecznie czekają przed szlabanem (i kasą biletową) na swoją kolej. Wstęp na Masayę jest regulowany i mocno kontrolowany. Nie można po prostu iść pieszo na wulkan (i złapać stopa po drodze jak planowaliśmy :D) – należy podjechać własnym samochodem, wycieczkowym busem lub poczekać na specjalny transport dla turystów.
My mieliśmy farta, bo ponownie spotkaliśmy Artura i Karolinę, którzy mieli własne auto. Jakimś sposobem upchnęliśmy się w środku we czwórkę i wjechaliśmy na teren parku. Po drodze czekał nas jeszcze jeden szlaban, obowiązkowa wizyta w muzeum, a na samym szczycie nie mogliśmy się za długo nacieszyć wulkanem, bo po jakichś 10-15 minutach panowie policjanci zaczęli bardzo głośno gwizdać i rozgonili całe towarzystwo. W końcu nadszedł czas zamiany, a miejsc parkingowych nie starczy dla „obu turnusów”. Generalnie śmieszna sprawa, pierwszy raz widziałam takie ograniczenia i regulacje w czasie zwiedzania, ale tak czy siak warto tam pojechać. W końcu nie codziennie można zobaczyć prawdziwą lawę i bulgoczący wulkan z tak bliska!
LEON CZY GRANADA?
To jak w końcu? Które miasto jest ciekawsze? Nieco chaotyczne, ale klimatyczne León czy schludna, ale dla niektórych nieco nudna Granada? Osobiście dużo bardziej podobało mi się w pierwszym mieście, głównie ze względu na białą katedrę, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie oraz volcano boarding i imprezę w chickenbusie – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. Albo chociaż zobaczyć na filmiku…
Oczywiście do Granady też warto pojechać – zachwycić się kolonialną architekturą, spróbować lokalnych smakołyków i przespacerować wyjątkowo czystymi uliczkami.
Ciekawa jestem, którą miejscowość Wy wolicie (oceniając po zdjęciach i moim tekście)? A może byliście w Nikaragui i odwiedziliście oba miasta – dajcie znać jak Wasze wrażenia!
INFORMACJE PRAKTYCZNE
(10 NIO /córdobas/ = 1 PLN z hakiem; niekiedy ceny są podane w USD; 1 USD = 32 NIO = 3,80 PLN, kurs na dzień dzisiejszy tj. 10.08.18; w Nikaragui byliśmy w lutym 2018 roku)
- Hostal Nicarao II – od 350 NIO za pokój dwuosobowy z łazienką i 150 NIO za łóżko w pokoju wieloosobowym (10 min spacerkiem od centrum, do dyspozycji kuchnia oraz przyjemny ogródek)
- volcano boarding z Volcano Day – 30 USD (w cenie: opieka przewodnika, super t-shirt, transport w obie strony, deska i cały ekwipunek, wstęp na teren parku narodowego), nam udało się wynegocjować nieco niższą cenę, bo byliśmy w 4 osoby (a dodatkowo załapaliśmy się na genialną imprezę o czym wspominałam wyżej)
- pyszny chlebek we francuskiej knajpce Pan y Paz w León – od 30 NIO
- cappuccino – od 30 NIO
- wejście na dach Katedry w León – 3 USD (za niewielką, dodatkową opłatą można wynająć przewodnika, który opowiada dużo ciekawych historii – polecam)
- pierogi w polskiej restauracji Imbir – ok. 180 NIO za danie (aktualizacja /styczeń 2023/ – niestety restauracja jest nieczynna na stałe)
- Lucy’s Hostal w Granadzie – od 200 NIO za łóżko w pokoju dwuosobowym i od 550 NIO za pokój dwuosobowy (w cenie bardzo smaczne śniadanie, hostel znajduje się w samym centrum, jedyna wada to dość duszne pokoje)
- wstęp na wulkan Masaya – 10 USD późnym popołudniem i 100 NIO w ciągu dnia (jednak wydaje mi się, że wulkan robi wrażenie dopiero po zmroku…)
…
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM. Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (co 2-3 tygodnie wysyłam osobiste listy, z niepublikowanymi wcześniej informacjami i zdjęciami), subskrybowania naszego KANAŁU NA YOUTUBE oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do dalszej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!