Buba śpi, więc wreszcie mogę usiąść do podsumowania 2023 roku (już 18 stycznia, więc czas najwyższy!). Zdecydowanie był to dla nas PRZEŁOMOWY i wyjątkowy czas. W końcu tylko raz w życiu wydaje się na świat pierworodną córcię, która zmienia wszystko, a równocześnie jest tak idealnym dopełnieniem rodziny, że nie wyobrażasz sobie jak mogliście funkcjonować bez niej! 😊
Oczywiście, jak zawsze, zaczęłam pisać ten tekst od lektury podsumowania 2022 roku. Napisałam wtedy: „Najważniejszy plan to wydanie na świat zdrowej Córeczki i odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Oczywiście, dalej chcemy być aktywni, spotykać się z rodziną czy znajomymi i podróżować, ale zdajemy sobie sprawę, że nasze życie wywróci się do góry nogami i będzie nas zaskakiwać na każdym kroku. Mamy sporo pomysłów na pierwsze małe i duże wycieczki we czwórkę, ale na nic się nie nastawiamy, żeby się nie rozczarować 😉. Co ma być to będzie (ale i tak trzymajcie kciuki, żeby Malutka była zdrowa i chętna do eksplorowania świata jak Jej rodzice)!”.
I wiecie co? UDAŁO SIĘ! Można powiedzieć, że plan na 2023 rok wykonaliśmy w 200%! Serio, nie spodziewałam się, że tak dobrze odnajdziemy się w nowych rolach, a Nelcia tak cudownie wpasuje się w naszą zakręconą i bardzo aktywną rodzinkę. Ale po kolei!
KOŃCÓWKA CIĄŻY
2023 rok przywitaliśmy z przyjaciółmi w Czorsztynie, a na noworoczny spacer wybraliśmy się na Słowację. Kilka dni później, wraz z innymi znajomymi, wynajęliśmy dom w Czechach i również aktywnie spędzaliśmy czas. Ciąża była dla mnie dość łaskawym okresem praktycznie do samego końca, choć oczywiście duży brzuszek w 8 czy 9 miesiącu trochę przeszkadzał.
14 stycznia moje wspaniałe dziewczyny zorganizowały podwójny babyshower – dla mnie i mojej przyjaciółki, która miała termin porodu 2 tygodnie przede mną. Było kolorowo, wesoło i głośno – do dziś potrafimy powiedzieć coś w stylu „a pamiętasz jak na naszym panieńskim, to znaczy babyshower”, także możecie sobie tylko wyobrazić jak zacna była to imprezka 😊.
Luty to kompletowanie „ostatnich”, dziecięcych gadżetów, dużo spacerów i oczekiwanie. To też ostatnie walentynki tylko we dwoje, urodziny babci, częste wyjścia do knajpek i spotkania ze znajomymi.
22 LUTY 2023 – NARODZINY NELCI
Poznałyśmy się 22 lutego przy dźwiękach „Stairway to heaven” o godz. 12:31. Dzień wcześniej, dość niespodziewanie, znalazłam się w szpitalu (na szczęście wszystko z Małą było w porządku – fałszywy alarm). Lekarze zasugerowali, że powinnam zostać na jeden dzień na obserwację, a skoro jestem już w szpitalu i mam wskazania do cesarki (to też było niespodziewane, bo nastawiałam się na poród siłami natury, ale argumenty lekarzy nt. specyficznej budowy mojej miednicy były przekonujące) to mogą ją wykonać nazajutrz. I tak się stało. Operacja przebiegła pomyślnie, Nela urodziła się cała, piękna i co najważniejsze ZDROWA. Damian mógł ją kangurować, a przez resztę dnia leżała na mojej klatce piersiowej. W szpitalu wszyscy byli mili, pomocni i profesjonalni (rodziłam w Katowicach w Bonifratrach – polecam!) i nawet jedzenie mi smakowało 😉. Już po 2 dniach byłyśmy w domu i… zaczęła się największa przygoda naszego życia!
Macierzyństwo to ogromne wyzwanie, uczy cierpliwości, pokory i odpuszczania (a u mnie z tym wszystkim ciężko…). Nasze potrzeby schodzą na dalszy plan, ogromną część mózgu zajmuje obszar BOBAS, który pracuje na wysokich obrotach 24/7. Cały czas planujemy posiłki, drzemki, aktywności, żeby nasza pociecha była zadowolona. W dodatku okazuje się, że doba jest jeszcze krótsza, niż była przed erą „dziecko”, a o 21:00 jesteśmy tak zmęczeni, że jedyne na co mamy siłę to obejrzenie serialu (na którym i tak zasypiamy).
Równocześnie obserwowanie rozwoju Małego Człowieka, który jest TWOIM DZIECKIEM i ewidentnie widzisz w nim SWOJE CECHY CHARAKTERU (nie wspominając o wyglądzie zewnętrznym) jest naprawdę fascynujące i niesamowite! Pierwsza kąpiel, pierwszy spacer, pierwszy uśmiech, pierwsza marchewka, pierwszy śmiech w głos, pierwszy samodzielny siad, pierwsze „mamamamama”… Można tak wymieniać bez końca! Osobiście wynagradza mi to wszelkie trudy i nieprzespane noce! Nie wspominając o bezkresnych pokładach miłości – totalnie innej, niż ta, którą znałam do tej pory.
Na koniec dodam, że w pierwszym (już prawie) roku macierzyństwa mnie osobiście baaardzo pomogły inne MAMY. Fakt, że moja przyjaciółka, która mieszka w Katowicach i ma podobne podejście do życia (jest aktywna, lubi podróże itd.), urodziła synka 2 tygodnie wcześniej to bez dwóch zdań fantastyczny zbieg okoliczności. Bez Kachy (i Filipka) byłoby dużo trudniej i smutniej! Dodatkowo, ogromne wsparcie miałam (i nadal mam) w dziewczynach poznanych na zajęciach jogi, fitnessu czy tańca z chustami. Wszystkim mamom maluszków polecam tego typu aktywności – to idealna okazja do poznania innych kobiet! Jeśli mieszkacie na Śląsku to koniecznie zajrzyjcie do wspaniałych mam: Moniki Baba Joga oraz Magdy Strong Mum.
PIERWSZE PODRÓŻE WE CZWÓRKĘ
W pierwszą podróż (nie licząc powrotu do domu, odwiedzin jednych i drugich dziadków czy wyjazdu na sesję zdjęciową w okolice Częstochowy) udaliśmy się na Wielkanoc. Już trzeci rok z rzędu wynajęliśmy wspólnie, razem z rodziną moją i Damiana, dom w górach. 6-tygodniowa Nelcia przespała całą 1,5-godziną podróż i była przesłodkim Zajączkiem (szczególnie w ciągu dnia). Nocami było gorzej, bo co chwilę się budziła, często się wierciła i sporo płakała (najpewniej miała problemy brzuszkowe). Co najgorsze, w Lany Poniedziałek i ja i Damian czymś się zatruliśmy i nie byliśmy w stanie normalnie funkcjonować. Chorowanie przy dziecku jest straszne, a chorowanie przy dziecku we dwoje to już w ogóle Armagedon. Dobrze, że pod ręką byli dziadkowie i zatrucie okazało się jednodniówką…
Na majówkę pojechaliśmy po raz pierwszy za granicę, a dokładniej nad Balaton. 10-tygodniowa Nela „poznała” czeski, smażony syr, spacerowała po Bratysławie i wąchała lawendę w węgierskiej miejscowości Tihany. Na miejscu spotkaliśmy się kilka razy z przyjaciółmi, którzy mają synka praktycznie w tym samym wieku, co Nelcia. Mieliśmy też rowery, więc każde z nas pojechało kilka razy na wycieczkę. Śmialiśmy się, że pierwszy wyjazd we czwórkę należy do udanych, a więcej problemów mieliśmy z pSynem, niż z Córką… (Tacosik popadł w konflikt z innym pieskiem w pensjonacie i mieliśmy z nim różnego rodzaju problemy).
Maj i czerwiec to dużo aktywności (chodziłam na fitness, jogę i taniec z chustami dla mam i bobasów), spotkań i wyjazdów ze znajomymi oraz rodzinką. Razem z przyjaciółmi i ich synkiem spędziliśmy 2 tygodnie w Gdańsku i na Kaszubach trafiając na fantastyczną pogodę. To również czas naszych 32. urodzin oraz pierwszy Dzień Mamy i Dzień Taty, które świętowaliśmy dwojako – jako dzieci i rodzice. Pod koniec czerwca, tuż po hucznie obchodzonych chrzcinach Małej i dokładnie 4 miesiące po jej narodzinach, wsiedliśmy we trójkę do samolotu. Polecieliśmy do Grecji, a konkretnie do Salonik i połączyliśmy wyjazd firmowy Damiana z wakacjami.
Nela przespała prawie cały lot i była wspaniałą towarzyszką podróży. Troszkę dokuczały nam upały, więc dużo odpoczywałyśmy w klimatyzowanych pomieszczeniach czy w cieniu nad morzem i na basenie. Cudownie było powrócić na półwysep Chalkidiki, gdzie lata temu bawiliśmy się na Auto Stop Race!
Uważam, że Grecja to doskonały wybór na pierwszą podróż samolotem z dzieckiem – loty są krótkie, tanie i z większości lotnisk w Polsce, a na miejscu czekają na nas piękne plaże, pyszne i niedrogie jedzenie oraz Grecy, którzy kochają dzieci.
DRUGA POŁOWA ROKU I PODRÓŻNICZE SZALEŃSTWO
Na przełomie czerwca i lipca pierwszy raz zostawiłam Nelcię z Damianem na ponad dobę, a sama pojechałam w góry na wieczór panieński! Wspaniale było chwilę sobie odsapnąć, nie być cały czas w trybie MAMA i napić się winka po ponad roku przerwy 😉 Parę dni później znów wylądowałyśmy nad polskim morzem – tym razem w babskim składzie (ja, Nela, moja siostra i przyjaciółka) – ponieważ były urodziny mojego chrześniaka.
W połowie lipca kolejny przełomowy moment: nasza córka została na noc z dziadkami, a my bawiliśmy się na festiwalu weselnym pod Wrocławiem. Wcześniej Nelcia bywała sama z moją mamą, tatą lub siostrą, ale tylko przez kilka godzin (a nie dobę z hakiem). Na szczęście wszyscy bardzo dobrze wspominają tamten weekend 😊
Kilka dni później pojechałam z mamą do Krakowa na przepiękny koncert Stinga. A pod koniec lipca polecieliśmy na 10 dni na cudowne Lofoty, gdzie mieszkali nasi przyjaciele! 5-godzinna przesiadka w Oslo i opóźniony samolot – nie było tak łatwo, jak w przypadku podróży do Grecji, ale boskie widoki i spotkanie ze znajomymi wszystko nam wynagrodziły! Lofoty są FANTASTYCZNE i z przyjemnością tam wrócimy!
Sierpień to początki rozszerzania diety, pierwsza marchewka i inne przysmaki. To także pierwsze lekcje pływania, dużo spotkań i małych wycieczek z bliskimi oraz Męskie Granie w Żywcu, na które pojechałam z przyjaciółmi. Do dziś mi przykro, że Wielki Finał został odwołany, ale może to znak, że w tym roku też powinnam się wybrać na ten wyjątkowy Festiwal? 😉
Wrzesień to jeszcze więcej spotkań, kolejne wyjazdowe wesele (bez bąbelka!), ale także czas przygotowań i wielkiego pakowania. Wszystko dlatego, że od 1 października wynajęliśmy własne mieszkanie, a niecałe 3 tygodnie później wyruszyliśmy w świat!
Czas na przeprowadzkę!
2 MIESIĄCE W AZJI Z NIEMOWLAKIEM
Po trzecim weselichu i osiemnastce mojej siostry zapakowaliśmy się w jedną wielką torbę, dwa spore i dwa małe plecaki i ruszyliśmy do Warszawy. To tam rozpoczęliśmy naszą 2-miesięczną podróż po Azji, a dokładniej po Tajwanie i Tajlandii. Największy podróżniczy sprawdzian dla naszego trzyosobowego teamu (Tacosik na ten czas zamieszkał z teściami i szwagrem).
Mówiąc szczerze było lepiej, niż się spodziewałam. Oczywiście zdarzały się kiepsko przespane noce, Nela ząbkowała, bardzo szybko się rozwijała (w trakcie wyjazdu nauczyła się samodzielnie siadać, wstawać i raczkować!), więc miewała różne humorki. Ale w Polsce też byłoby różnie, a w Azji przynajmniej było ciepło 😉. Poza tym spędzaliśmy we trójkę dużo więcej czasu, niż w kraju (nawet, gdy Damian pracował, bo zaczynał koło 14:00/15:00). Wspaniale było obserwować jak Buba cieszy się na widok fal, piasku, kamyków czy wodospadu. Jak uśmiecha się do innych ludzi, uczy się siadać nad tajwańskim jeziorem, a stawać na tajskiej plaży. Miałam wielką obawę przed rozszerzaniem diety w Azji, ale Nelcia pokochała mango sticky rice, zupę kokosową i wontony z krewetkami. Może nie zawsze udało się w 100% wyeliminować cukier i sól (chociaż bardzo się staraliśmy i zabraliśmy ze sobą zapas słoiczków, który przydał się szczególnie na Tajwanie, gdzie potrawy często są smażone na głębokim oleju). Za to poznała ogrom egzotycznych owoców i warzyw czy innych pysznych potraw. Skosztowała nawet Duriana i bardzo jej posmakował 😉.
Tajwan zaskoczył nas różnorodnością krajobrazów oraz otwartością i ciepłem mieszkańców. Tajwańczycy są naprawdę fantastyczni i mimo bariery językowej zawsze starali się nam pomóc, a Nelą byli zafascynowani. To bardzo bezpieczny i rozwinięty kraj, w dodatku większość miejsc jest świetnie przystosowana do wózków (tych dziecięcych oraz inwalidzkich), nie wspominając o pokoju dla rodziców z dziećmi na każdym kroku (z przewijakami, fotelem dla mam karmiących piersią, dystrybutorem i podgrzewaczem wody – rewelacja!). Świetna destynacja dla rodzin z dziećmi – zresztą postaram się napisać na ten temat osoby tekst.
Do Tajlandii wróciliśmy po 9 latach i byliśmy zaskoczeni, że ceny jedzenia, transportu czy atrakcji wzrosły tylko nieznacznie. Uwielbiamy tajską kuchnię (Małej też baaardzo zasmakowała), więc dużo jedliśmy. Dodatkowo odkrywaliśmy nieznane rejony, do których nie dotarliśmy w trakcie półrocznego tripu po Azji. Dużo czasu spędziliśmy na wyspie Phuket wybierając się na wycieczki po okolicy, byliśmy w przepięknym parku narodowym Khao Sok, a najbardziej odpoczęliśmy w spokojnym i znacznie mniej zatłoczonym (niż Phuket) Khao Lak. Co więcej, lokalsi wydali nam się dużo bardziej przyjaźni, niż lata temu. Nie wiemy czy po prostu dobrze trafiliśmy, czy miała na to wpływ pandemia (Tajowie odpoczęli od turystów i teraz mają więcej energii do działania) czy fakt, że byliśmy z Nelą, która podobnie jak na Tajwanie wzbudzała same pozytywne emocje.
Najgorszy w podróży po Azji był powrót. Nie mam na myśli lotów, bo one poszły całkiem gładko (w obie strony; chwała, że ktoś wymyślił kołyski samolotowe dla niemowlaków!), tylko 6-dniowy jet lag, który nigdy wcześniej nam nie dokuczał. Nelcia przyzwyczaiła się do zmiany czasu bardzo szybko, ale gdy budziła się na karmienie np. o 4:00 ja już nie mogłam zasnąć… Poza tym polska pogoda i szalone tempo życia (wróciliśmy dokładnie w Boże Narodzenie) sprawiły, że wszyscy byliśmy mniej lub bardziej chorzy, a Nowy Rok przywitaliśmy czuwając nad łóżeczkiem gorączkującej córki. Takie „uroki” bycia rodzicem…
BLOGOWE PODSUMOWANIE
Pod kątem blogowym 2023 rok był jeszcze gorszy, niż poprzedni. Napisałam tylko 4 teksty, w tym ostatni w maju. Blog odwiedziło 86 tys. unikalnych użytkowników, a najchętniej czytany był tekst „Co warto zobaczyć na Maderze – tygodniowy plan podróży”.
Znacznie bardziej aktywna byłam na Instagramie, ale wciąż czekam na przekroczenie magicznej liczby 10.000 obserwujących. Mam masę nieużytego materiału, mnóstwo pomysłów na rolki i posty, tylko oczywiście czasu wciąż brak. W tym roku też może być ciężko, bo wracam do pracy (częściowo już wróciłam), a Nela idzie do żłobka. Spróbuję jakoś mądrze zaplanować czas wolny, bo po głowie chodzi mi nowy, duży projekt, ale zobaczymy czy starczy mi energii na to wszystko.
PODRÓŻNICZE PLANY NA 2024 ROK
Kilka dni po Nowym Roku wyruszyliśmy samochodem na… Teneryfę! Podróż autem zajęła nam 6 dni (w tym jeden dzień jeździliśmy na desce i nartach w Szwajcarii), do tego 32 godziny na promie. Mieszkamy tu od tygodnia i zostajemy do 20 marca. Cieszymy się słońcem, brakiem kurtek (co przy małym dziecku jest ogromnym ułatwieniem, serio!), zwiedzamy wyspę i co chwilę spotykamy się ze znajomymi. Wracamy na Wielkanoc, potem czeka nas przeprowadzka, mój powrót do pracy na pełny etat i adaptacja w żłobku. Ufff, brzmi jak wyzwanie, na razie staram się o tym nie myśleć!
W planach wyjazdowa majówka i/lub Boże Ciało oraz wesele w Toskanii. Po głowie chodzi nam Jordania lub Oman oraz jeden bardzo daleki kierunek (dobrze byłoby tam lecieć zanim córka skończy 2 latka i będziemy musieli płacić dużo więcej za loty…). Na razie nie zdradzam szczegółów, bo nie chcę zapeszać. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisało!
To był piękny, zakręcony i przełomowy rok. Zdarzały się trudne noce, kłótnie czy płacz z bezsilności, jednak tych pięknych momentów było znacznie więcej. Niekiedy sami narzucaliśmy sobie zbyt duże tempo, co przy małym dziecku nie było zbyt rozsądne. Cały czas uczymy się odpuszczania i próbujemy zwolnić. Cichaczem liczę, że 2024 będzie nieco spokojniejszy, ale z bobasem stawiającym pierwsze kroki to może być nierealne 😊.