Zmieniając plan wyprawy, tak by zwiedzić południowy Laos, kompletnie zapomnieliśmy, że na północy Wietnamu od mniej więcej końca listopada trwa zima. Nocą w Ha Noi temperatury spadają do około 10 stopni Celsjusza, a w górach w Sapa nawet poniżej 0. Na szczęście trafiliśmy na całkiem przyzwoitą pogodę i ostatecznie zarówno stolica Wietnamu, jak i piękne pola ryżowe w Sapa czy słynna Zatoka Halong bardzo nam się podobały.
Różnorodny świat w Ha Noi
W stolicy Wietnamu zatrzymaliśmy się u Kamila poznanego w Bangkoku. Mieszka on w ładnej dzielnicy koło dużego jeziora, oddalonej około 20 minut jazdy autobusem od centrum. Polecam poruszanie się komunikacją miejską w Ha Noi – tanio i bezpieczniej niż jazda skuterem. Spędziliśmy w tym mieście łącznie około 4 dni – z przerwami na wycieczki do Sapa oraz Zatoki Halong.
Ha Noi jest drugim co do wielkości miastem w Wietnamie, zaraz po Ho Chi Minh. Ruch jest tutaj ogromny, a przejście przez ulicę w godzinach szczytu to nie lada wyzwanie. Uroku zdecydowanie dodaje jezioro znajdujące się w samym centrum starego miasta. Jest na nim wysepka ze świątynią, do której próbowaliśmy wejść 3 razy – zawsze zamykali nam wejście przed nosem (za ostatnim razem nam się udało :D). Wokół starówki mieszczą się również ulice tematyczne na przykład takie, na której sprzedaje się tylko buty, lekarstwa lub zabawki. Warto odwiedzić Muzeum Kobiet, w którym można poznać przeróżne zwyczaje Wietnamczyków (np. dotyczące ślubu, wychowania dzieci, roli kobiet w rodzinie). Z całego serca polecam wybrać się na pokaz wodnych marionetek (Water Puppet Show) – Wietnam słynie z tych niezwykłych i oryginalnych pokazów. Przedstawienie trwa około godzinę, jest w języku wietnamskim, ale ogólny sens rozumie się bez problemu. Często odwiedzana jest również Świątynia Literatury – w dniu kiedy tam byliśmy wietnamscy studenci mieli zakończenie roku i robili sobie tam grupowe zdjęcia w szatach absolwentów. Zdecydowanie warto udać się też na 30-któreś piętro jednego z najwyższych budynków w mieście – Lotte. Świetny widok na całą stolicę, dodatkowo w punktach widokowych podłoga zrobiona jest ze szkła – rewelacja (chyba, że ktoś ma lęk wysokości). W okolicy centrum Ha Noi znajduje się również opera, grobowiec Ho Chi Minha, wiele muzeów – spokojnie można zwiedzać to miasto nawet przez tydzień. Szczególnie, że nocą wygląda całkiem inaczej niż za dnia (objechaliśmy sporą część stolicy z Kamilem – we trójkę na jednym motorze :D).
Jeśli chodzi o kawiarnie i restauracje polecam dwa miejsca. O jednym wspomniała mi koleżanka, która pochodzi z Ha Noi – kawiarnia Pho Co z widokiem na jezioro i dużą część miasta – bardzo klimatyczna z pyszną kawą egg coffee (kawa z koglem-moglem). Do drugiego miejsca trafiliśmy dzięki Kamilowi. Mieszka on kilkaset metrów koło polskiej restauracji Pyza. Kotlet schabowy z kapustą i ziemniakami po prawie trzymiesięcznej przerwie od polskich pyszności smakował wybornie! Szczególnie, że byliśmy w Pyzie kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Magia pól ryżowych w Sapa
Jeśli odwiedza się północny Wietnam, Sapa to swego rodzaju “must be, must see”. Jest to wspaniale położona górska miejscowość, wokół której mieszka sześć różnych plemion – każde z odrębną kulturą, językiem i tradycjami. Wybraliśmy się tam autobusem nocnym (sporo tańszym niż pociąg, a całkiem wygodnym). Na miejscu byliśmy bardzo wcześnie rano, więc po krótkim spacerze po okolicy, zdecydowaliśmy się nocować w hotelu wychwalanym przez jednego z naganiaczy, którzy zaatakowali nas od razu po wyjściu z autobusu (norma w Azji południowo-wschodniej). Największą zaletą Honeymoon Hotel okazały się podgrzewane koce. Gdy nocą temperatura spada poniżej zera, a o ogrzewaniu można tylko pomarzyć, takie cudo sprawdza się idealnie!
Po krótkiej drzemce i późnym śniadaniu wyruszyliśmy do najbliżej położnej wioski – Cat Cat. Już sama trasa była pełna pięknych widoków, mimo że aktualnie tarasy ryżowe nie są zielone. W samym miasteczku można było kupić mnóstwo biżuterii, chust i innych wyrobów wykonanych przez mieszkańców. Słonko świeciło, więc udaliśmy się jeszcze do kolejnej wioski, by podziwiać okolicę.
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy kilkugodzinny trekking po górach i innych wioskach. Zdecydowaliśmy się iść na wycieczkę z jedną z wielu charakterystycznie ubranych kobiet z górskich plemion, których jest w Sapa mnóstwo. Znają całkiem dobrze język angielski i są zazwyczaj przesympatycznymi przewodniczkami. Oprowadzają turystów po górach oraz miejscowościach, z których pochodzą i w ten sposób utrzymują całe rodziny. Trafiliśmy na rewelacyjną dziewczynę Moe – wesołą i zabawną 19-latkę, która ma już rocznego synka i jest przewodniczką od kilku lat (i ma Facebooka! :D). Oprócz nas w wycieczce brała udział jeszcze jedna para Brazylijczyków oraz koleżanka naszej przewodniczki. Było bardzo fajnie, myślę, że dużo lepiej niż na wycieczce zorganizowanej przez biuro podróży. Moe opowiedziała nam o zwyczajach panujących w jej wiosce. Dzieci chodzą do szkoły do 15 roku życia, liceum nie jest darmowe, więc większość z nich po ichniejszym gimnazjum, zaczyna pracę. Prawie każda dziewczyna koło 18 roku życia wychodzi za mąż (ale sama decyduje o tym kogo chce poślubić). Gdy pojawia się dziecko (czyli najczęściej przed 20-stymi urodzinami), po kilku miesiącach zajmuje się nim mąż, babcia czy inny członek rodziny, a świeżo upieczona mama wraca do pracy. Nasza przewodniczka zwróciła nam również uwagę, żeby nie kupować niczego od dzieci, które powinny być w szkole, a nie na ulicy czy targu. Gdy turyści kupują od dzieciaków bransoletki i inne drobiazgi, uczą je w ten sposób, że jakakolwiek edukacja nie ma sensu. Chociaż czasem naprawdę ciężko się oprzeć grupce 10/12-letnich dziewczynek, które cienkimi, słodkimi głośnikami powtarzają w kółko “buy-something-buy-something” (w ten sposób powstaje swego rodzaju piosenka). Jednak trzeba być konsekwentnym. Zdecydowanie zgadzam się z Moe w tej kwestii.
Pod sam koniec trekkingu poznaliśmy mamę, synka i męża naszej przewodniczki. Dodatkowo, w ich domu, zjedliśmy smaczny lunch przygotowany z zupki chińskiej i kilku dodatków! Nie miałam pojęcia, że jak połączy się jajko z makaronem z instant zupki wyjdzie z tego pyszny omlet! 😉 Do Sapa wracaliśmy taksówką-skuterem podziwiając chyba najładniejsze widoki z całej okolicy. Zdecydowanie muszę odwiedzić to miejsce raz jeszcze, tym razem latem!
Fakty i mity o Zatoce Halong
Bardzo nie chcieliśmy zwiedzać Zatoki Halong tak jak większość turystów (1, 2 lub 3-dniowa wycieczka zorganizowana, nocleg na statku, skromne jedzenie, ceny za napoje z kosmosu, 3-godzinny rejs i powrót do Ha Noi). Ostatecznie kupiliśmy bilet łączony na autobusy i statek na wyspę Cat Ba. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane i już w południe (po 5 godzinach) znaleźliśmy się na miejscu. Na wyspie wszystko jest bardzo tanie, bo jest tu stosunkowo niewielu turystów. Wypożyczyliśmy skuter i pojeździliśmy po wyspie – polecamy punkt widokowy, który jest równocześnie starym fortem z czasów wojny z USA. Niestety nie mieliśmy czasu na wyprawę do parku narodowego, ale myślę, że warto się tam udać.
Następnego dnia musieliśmy wrócić do miasteczka na Cat Ba o 16 (żeby zdążyć na ostatni transport do Ha Noi). Po żmudnych poszukiwaniach udało nam się znaleźć wycieczkę na dwie zatoki – pobliską Lan Ha oraz Halong. Kupiliśmy ją u jednej z pań w porcie położonym 2 kilometry od miasteczka. W samym mieście Cat Ba były wycieczki całodzienne za 20-25$ (powrót po 17, czyli za późno dla nas, ale polecam, gdy ma się czas – my nie mieliśmy kajaków ani wizyty w jaskiniach). Obie zatoki okazały się bardzo podobne, na Halong był jedynie większy ruch. Byliśmy jedynymi osobami, które są na wycieczce – dla reszty był to po prostu transfer z jednego miejsca na drugie (kilka razy zatrzymywaliśmy się przy innych łódkach, jedni turyści wychodzili, inni wchodzili, tylko my się nie ruszaliśmy ;)). Z początku nie byliśmy zachwyceni – stwierdziliśmy, że chyba za bardzo przekombinowaliśmy. Szczególnie, że wracaliśmy praktycznie identyczną trasą. Jednak w drodze powrotnej zaświeciło słońce i wszystkie głazy wystające z wody wyglądały znacznie lepiej niż wcześniej. W dodatku lunch podany na statku – owoce morza, tofu, warzywa, ryba, ryż – był przepyszny. Ogromne ważenie zrobiła na nas również pływająca wioska – w domkach zamontowanych na balach i beczkach, normalnie żyje około 800 osób (i sporo psów)! Na wodzie znajduje się nawet szpital i szkoła, nie mówiąc o sklepach czy knajpkach. Widzieliśmy również hodowlę pereł – okolice Halong i Cat Ba słyną z wyrobu pięknych błyskotek. Ostatecznie byliśmy bardzo zadowoleni z naszej prawie samodzielnie zorganizowanej wycieczki – nic dziwnego, że północny Wietnam jest znany przede wszystkim z Zatoki Halong (wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO).
Informacje praktyczne (1$ = 21300 dongów):
– bilet na autobus miejski w Ha Noi – 7000-9000 dongów (w każdym autobusie jest pan-sprzedawca biletów),
– egg coffee – 30000-40000 dongów,
– bilet do Muzeum Kobiet – 30000 dongów (studenci 15000 – pytajcie się o zniżkę!),
– bilet do świątyni na jeziorze – 20000 dongów (studenci 10000),
– bilet do Świątyni Literatury – 20000 dongów (studenci 10000),
– kotlet schabowy, ziemniaki, kapustka w polskiej restauracji Pyza – 80000 dongów (niebo w gębie!),
– jedzenie uliczne – od 20000 dongów,
– bilet na Lotte – 170000 dongów (studenci) – wieczorem można za darmo wjechać do baru na samej górze,
– bilet na autobus nocny (sypialny) do Sapa w dwie strony – około 20$,
– dwuosobowy pokój z łazienką i podgrzewanym kocem w Honeymoon Hotel – 150000 dongów,
– wejście do wioski Cat Cat – 40000 dongów,
– grzane owocowe wino w uroczej knajpce w drodze powrotnej z Cat Cat – 40000 dongów,
– 6-cio godzinny trekking po górach, wizyta w kilku wioskach, lunch – 200000 dongów od osoby (cena do negocjacji, nasza przewodniczka była super, więc daliśmy jej napiwek ;)),
– obiad w Sapa – zupy od 20000 dongów, dania główne od 30000 dongów,
– imbirowa herbata w jedynej ciepłej restauracji Le Geco, w której mogliśmy poczekać na autobus – około 40000 dongów (normalnie dwa razy taniej),
– bilet na autobus i statek z Ha Noi do Cat Ba – 220000 dongów (ważne: odjeżdża tylko o 7:20 i 11:20),
– dwuosobowy pokój z łazienką w Cat Ba – od 4$,
– omlet z warzywami i bagietką – od 15000 dongów,
– 6-cio godzinny rejs po zatoce Lan Ha i Halong z lunchem – 350000 dongów.
Pamiętajcie o projekcie “Piątki z podróży“. Wy również możecie przekazać symbolicznego piątaka!
Fundacja „Król i Smok”
Nr konta: 21 1020 5242 0000 2102 0324 1874
Adres:
PKO BP O 9 we Wrocławiu
ul. Grabiszyńska 240
53-235 Wrocław
Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM!