salwadorTo najmniejszy kraj Ameryki Centralnej, a nawet całego międzymorza środkowoamerykańskiego. Za to liczba mieszkańców jest wyższa, niż w sąsiedniej Nikaragui – państwie 6 razy większym pod kątem powierzchni! Można powiedzieć, że Salwador jest „mały, ale jary” i zdecydowanie ma się czym pochwalić. Wulkany, kolorowe jeziorka, klimatyczna Droga Kwiatów, raj dla surferów, pyszna kawa i pupusas. Czy warto odwiedzić ten kraj? Czy jest tam bezpiecznie? Których miejsc nie można pominąć? Wszelkie informacje praktyczne o Salwadorze znajdziecie w tym tekście!

KIEDY JECHAĆ?

Pora sucha trwa od października do maja. W pozostałe miesiące pada praktycznie codziennie, ale najczęściej są to ulewy konkretne, ale przelotne. My podróżowaliśmy po Salwadorze w lutym i było bardzo gorąco (szczególnie nad Pacyfikiem). Tak czy siak uważam, że okres naszej zimy oraz wiosny to najlepszy czas na odwiedzenie tego kraju.

WIZA I PRZELOT

Jak czytamy na stronie MSZ: „Nie ma obowiązku wizowego dla obywateli RP przy pobytach do 90 dni. Nie dotyczy to przyjazdu na pobyt stały lub w celu podjęcia pracy. Paszport powinien zachowywać ważność w dniach wjazdu i wyjazdu. Turysta powinien dysponować kwotą 150 USD na każdy dzień pobytu lub kartą kredytową. Służby imigracyjne mogą zażądać okazania biletu powrotnego lub umożliwiającego kontynuację podróży. Turystów podróżujących samolotem obowiązuje przy wyjeździe opłata lotniskowa w wysokości 30 USD. Opłata za przekraczanie granicy lądowej wynosi ok. 3 USD”.

Na granicy Gwatemala-Salwador, nikt nie pytał nas o bilet powrotny, a tym bardziej nie sprawdzał czy mamy na koncie odpowiednią ilość pieniędzy. Jednak należy pamiętać, że wszystko zależy od urzędników.

Nie ma bezpośrednich połączeń z Europy do Salwadoru. Najlepiej lecieć przez USA i/lub Meksyk, ewentualnie przez Panamę. Zdarzają się promocje w stylu lot za 1000 zł w dwie strony, ale lepiej nastawić się na dwu, a nawet trzykrotnie wyższą kwotę. Inna opcja to lot do Gwatemali lub Kostaryki i zwiedzanie Salwadoru „przy okazji”.

PRZED PODRÓŻĄ

Przed wyjazdem do Salwadoru warto zrobić kilka zalecanych szczepień (żadne nie są obowiązkowe). My zdecydowaliśmy się na WZW A, dur brzuszny oraz błonicę/tężec (musieliśmy odnowić, bo ostatnią dawkę przyjęliśmy przed 18. rokiem życia). W dzieciństwie byliśmy szczepieni na WZW typu B, więc teraz nie musieliśmy się doszczepiać. Zrezygnowaliśmy z wakcyny na wściekliznę.

Warto zaopatrzyć się w repelenty z dużą zawartością deet (minimum 30%). W Salwadorze malaria jest rzadko spotykana, ale zdarzają się zachorowania na dengę. Nie jestem fanką Malarone i innych tego typu leków, ale wiem, że niektórzy zalecają tego typu profilaktykę. Szczegóły na ten temat przeczytacie TUTAJ.

Pamiętajcie również o ubezpieczeniu. My zdecydowaliśmy się na kartę Planeta Młodych. W ciągu podróży po Ameryce Centralnej na szczęście nie musieliśmy z niej korzystać, ale mamy z nią same dobre doświadczenia (podobnie jak nasi znajomi). Trzeba jednak pamiętać, że niedawno zmienił się regulamin i Planeta nie działa już w ten sam sposób, jak kiedyś (niestety słyszę coraz więcej negatywnych opinii). Jeśli planujecie być poza Polską dłużej, niż 180 dni to najpewniej, po pół roku, musicie kupić nowe ubezpieczenie. Inną opcją jest np. Euro 26.

BEZPIECZEŃSTWO

W moim odczuciu Salwador to najniebezpieczniejszy kraj Ameryki Centralnej. Tylko tam czułam się niepewnie spacerując po mieście o godzinie 18:00. Od razu zaznaczę, że w Hondurasie spędziliśmy tylko 3 dni, a przez większość stolic tylko przejeżdżaliśmy (np. Guatemala City). Najgorzej było w Santa Ana – jest to duże miasto (ponad 200 tysięcy mieszkańców), w którym po zmroku na ulicach nie ma żywej duszy. Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszego wieczoru nie mieliśmy o tym pojęcia i wyszliśmy z motelu na kolację koło godziny 19:00. Nie dość, że nie umieliśmy znaleźć czynnej knajpki, to w dodatku mieliśmy wrażenie, że zaraz ktoś nas porwie albo napadnie. Na szczęście to było jedyne miejsce, w którym czuliśmy się tak niepewnie. Małe, turystyczne miejscowości (typu El Tunco czy Juayua) to całkiem inna bajka.

Mimo wszystko radzę:

  • nie nosić przy sobie wielu cennych rzeczy (o ile nie jest to konieczne),
  • nie afiszować się z drogim smartfonem czy sprzętem fotograficznym,
  • starać się nie opuszczać ho(s)telu, gdy jest ciemno,
  • zachować wyjątkową czujność,
  • chodzić wszędzie dwójkami, a nawet większą grupą (gdy podróżujecie sami, spróbujcie znaleźć sobie współtowarzysza na czas pobytu w Salwadorze).

Nie chcę Was zniechęcić do odwiedzenia tego kraju, bo jest naprawdę piękny. Przez 2 tygodnie nic nam się nie stało, poznaliśmy dużo sympatycznych i pomocnych ludzi. Jednak sklepy i banki strzeżone przez ochroniarzy z ogromnymi karabinami czy policjanci, których można spotkać na każdym kroku świadczą o tym, że w Salwadorze naprawdę często dochodzi do napadów, rabunków i innych przestępstw. W Gwatemali czy Nikaragui też są zamontowane kraty w oknach i drzwiach, ale tylko w Salwadorze istnieje nakaz wchodzenia na wulkany z przewodnikiem i policjantem ze względów bezpieczeństwa.

Z takimi znakami nie spotkaliśmy się nigdzie indziej...

TRANSPORT

Generalnie transport w Salwadorze działa dobrze i jest bardzo tani. Chickenbusy (czyli stare, szkolne busy z USA) kursują pomiędzy każdą większą lub mniejszą miejscowością z dużą częstotliwością. Odległości są niewielkie, jakość dróg średnia, ale bez większych problemów dotrzemy w każde miejsce. Nie polecam podróżowania po zmroku.

AUTOBUSY. Najpopularniejszym środkiem komunikacji są wspomniane, kolorowe chickenbusy. Są tanie (kilkadziesiąt centów, maksymalnie kilka dolarów) i zatrzymują się na machnięcie ręki. W przeciwieństwie do Gwatemali, w Salwadorze płaci się bezpośrednio u kierowcy, najczęściej przy wejściu do autobusu. Inna opcja to turystyczne minivany – szybsze, ale dużo droższe.

AUTOSTOP. W Salwadorze nie jeździliśmy autostopem ze względów bezpieczeństwa.

SAMOCHÓD. Nie znam żadnego turysty, który jeździł po tym kraju wynajętym samochodem.

NOCLEGI

Salwador nie jest zbyt popularnym kierunkiem wśród podróżników. Większość osób odwiedza ten kraj w trakcie objazdówki po Ameryce Centralnej. Niektórzy tylko przez niego przejeżdżają (z Gwatemali jadą nocnym autokarem do Nikaragui). Wyjątkiem jest El Tunco, które upodobali sobie surferzy z całego świata (głównie Amerykanie i Kanadyjczycy).

Baza noclegowa nie jest tak duża jak w Meksyku czy Gwatemali, ale spokojnie znajdziecie pokój dwuosobowy za 15-20 USD.

Kilka miejscówek, które polecam:

Santa Ana

  • Hotel Livingston – tutaj spaliśmy; hotel (trochę za dużo powiedziane) mieści się w centrum miasta, skromny, ale w miarę schludny dwuosobowy pokój z łazienką za 10 lub 15 USD (adres: w pobliżu skrzyżowania 10a Ave Sur Entre 7a oraz 9a Calle Poniente); naprzeciwko knajpka ze smacznymi i tanimi śniadaniami (właściciel wiedział sporo o Polsce, Janie Pawle II i Lewandowskim :))
  • Casa Vieja Guest House – bardzo dobrze oceniany na Bookingu, cena również przyzwoita (niecałe 20 USD za pokój dwuosobowy)

Juayua

  • Hostal Anáhuac – fantastyczne miejsce z pięknym ogrodem, pyszną kawą i przemiłymi pracownikami. Spaliśmy w 6-osobowym dormie z łazienką (płaciliśmy bodajże 11 USD od osoby, ale tańszy był tylko hamak w innym hostelu, więc tym razem postawiliśmy na wygodę, a nie cenę). Mogliśmy korzystać z kuchni. Przy okazji poznaliśmy bardzo fajną parę Anglików, którzy byli w trakcie rocznej podróży dookoła świata. Polecam serdecznie to miejsce!

El Tunco

  • Hotel Vaquero – przyzwoity hotelik z basenem, blisko plaży. Płaciliśmy 20 USD za pokój dwuosobowy z prywatną łazienką bez klimatyzacji (my byliśmy 5 dni, cena może być wyższa, jeśli zostaniecie krócej). Do dyspozycji wspólna kuchnia.

La Unión

  • Hospedaje Santa Maria (7A Avenida Norte, znajdziecie go na maps.me) – pokój z prywatną łazienką i klimatyzacją za 20 USD. Standard przeciętny, ale w sam raz na 1-2 noce. Bardzo mili właściciele.

JEDZENIE

Narodowym daniem Salwadoru są pupusas, czyli kukurydziane placki z nadzieniem (serowym, mięsnym, warzywnym). Najczęściej podaje się je z pomidorową salsą i podsmażaną kapustą (curtido). O dziwo, najsmaczniejsze pupusas jadłam w Hondurasie.

W kuchni króluje również: tortilla, fasola, grillowane mięso, czyli podobny zestaw jak w pozostałych krajach tego regionu. Jedzenie uliczne jest bardzo popularne i niedrogie. Uważajcie na amerykański fast food – my zatruliśmy się pizzą (w dodatku ze znanej również w Polsce Telepizzy!).

Pyszne krewetki w Juayua!

PRZYKŁADOWE CENY I NASZE WYDATKI

Spędziliśmy w Salwadorze dokładnie 2 tygodnie. Wydawaliśmy średnio 74 zł dziennie na osobę. To najtańszy kraj, który odwiedziliśmy w trakcie podróży po Ameryce Centralnej (według naszych osobistych kalkulacji

Oto kilka przykładowych cen (z lutego 2018):

Waluta obowiązująca w Salwadorze to dolar amerykański. Na dzień dzisiejszy (01.08.18) 1 USD to 3,70 PLN.

  • nocleg w pokoju dwuosobowym z prywatną łazienką – od 15 USD
  • posiłek w restauracji – od 3 USD
  • piwo – 1-2 USD
  • bilet na autobus międzymiastowy – 0,50-3 USD
  • cappuccino – 2-3 USD
  • wynajęcie deski surfingowej na 24h – 10 USD
  • indywidualna lekcja surfingu – od 25 USD za godzinę
  • wejście na wulkan Santa Ana – ok. 8 USD (opłata za wstęp na teren parku oraz opiekę przewodnika i policjanta)
  • transport ciężarówką w 2 strony na wulkan de Conchagua – 10 USD

Więcej cen różnych produktów znajdziecie TUTAJ.

CO ZOBACZYĆ W SALWADORZE?

Tym razem opiszę pokrótce wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy w Salwadorze, ponieważ to jedyny tekst o tym kraju na moim blogu.

SANTA ANA

To tam zaczęła się nasza przygoda z Salwadorem. Pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne (pustki na ulicach po 19:00, kraty w oknach, mnóstwo groźnie wyglądających ochroniarzy), ale samo miasto okazało się całkiem interesujące. Nie wspominając o pięknej okolicy. Wulkan Santa Ana to z pewnością jedna z największych i najbardziej charakterystycznych atrakcji całego kraju, a przy okazji najwyższy szczyt (2381 m n.p.m.). Trekking w obie strony zajmuje ok. 3-4h. Z wierzchołka rozpościera się niesamowity widok, a w dodatku, w kraterze wulkanu znajduje się jeziorko o turkusowej barwie. Pamiętajcie, żeby złapać poranny autobus jadący do Parku Narodowego Cerro Verde (najlepiej koło godziny 7:00), ponieważ na miejsce jedzie się 2 godziny, a wycieczki z przewodnikiem są tylko raz dziennie – startują między 10:00, a 11:00 – nie można wejść na teren parku samemu. Uwaga: na szczycie najczęściej naprawdę mocno wieje. My ledwo stanęliśmy kilka razy, żeby zobaczyć krater i zrobić kilka zdjęć. Większość czasu na wierzchołku spędziliśmy kucając za kamieniem 😀

Lago de Coatepeque to drugie miejsce, które warto odwiedzić będąc w Santa Ana. Można tam dojechać miejskim autobusem. Warto wysiąść przy punkcie widokowym, w którym znajduje się również sporo knajpek. Nad samym jeziorem nie spędziliśmy za dużo czasu, bo nie chcieliśmy wracać po ciemku do miasta, ale dowiedzieliśmy się, że stosunkowo tanio można wynająć np. skutery wodne.

RUTA DE LAS FLORES

Czyli Droga Kwiatów. Składa się na nią pięć klimatycznych miasteczek: Juayua (czyt. Hu-ła-ju-ła), w której się zatrzymaliśmy, Concepción de Ataco – ponoć najładniejsze, Apaneca, Nahuizalco i Salcoatitán (tych 3 nie odwiedziliśmy). Skąd wzięła się ta piękna nazwa? Mówiąc szczerze nie zauważyliśmy nadzwyczajnej liczby roślin w okolicy. A może po prostu nie trafiliśmy na odpowiedni moment? Według Lonely Planet w maju kwitnie tu mnóstwo białych kwiatów. Tak czy siak warto spędzić w jednej z mieścin kilka dni. Znajdziecie tu plantacje kawy (byliśmy na 1,5-godzinnej wycieczce po fabryce koło Ataco – super sprawa! szczegóły w naszym filmiku), kolorowe murale, sklepiki z rękodziełem i urocze kafejki. Dodatkowo, w Juayua, co weekend odbywa się targ gastronomiczny. Dziesiątki stoisk z pysznym i tanim jedzeniem oraz piciem (drinki w ananasie – mniam!) – tego nie można przegapić. Warto również wybrać się na wycieczkę do wodospadów Chorros de la Calera.

EL TUNCO

Mekka surferów. Niewielkie miasteczko, które żyje własnym życiem, tak różne od pozostałej części Salwadoru. Tutaj nie baliśmy się siedzieć w nocy na plaży czy spacerować po okolicy po zmroku. Idealne miejsce na odpoczynek i nabranie energii na dalszą część podróży. Jeśli chodzi o surfing dla początkujących: nie zrażajcie się. To dość trudny spot na pierwszy kontakt z tym sportem. O wiele łatwiej było na Kostaryce czy w Nikaragui, ale o tym w kolejnych tekstach. Wcale nie dziwię się, że moja znajoma Anita tak często wraca do El Tunco mimo felernej przygody na plaży sprzed lat (szczegóły TUTAJ).

LA UNION

Ostatnie miejsce, które odwiedziliśmy w Salwadorze. Przyjechaliśmy późno, więc zostaliśmy w pierwszym lepszym hotelu (swoją drogą bardzo kiepskim). Jednak brzydki pokój nie był największym problemem… Wieczorem zamiast pupusas zjedliśmy pizzę w popularnej na całym świecie sieciówce. Już nad ranem gorzko tego pożałowaliśmy. Zatruliśmy się oboje: ból brzucha, skurcze, biegunka, mdłości. Nie polecamy. Postanowiliśmy „przetoczyć się” do jakiegoś lepszego hostelu i wynająć pokój z klimatyzacją i prywatną łazienką. Przesiedzieliśmy tam cały dzień jedząc suchary i popijając herbatę. Następnego dnia czuliśmy się nieco lepiej, więc wybraliśmy się na wycieczkę. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, iż będziemy jechać po krętej drodze i wertepach na pace ciężarówki… Bladzi i totalnie bez sił, nie potrafiliśmy się cieszyć przepięknym widokiem ze szczytu wulkanu de Conchagua! Można dostrzec stamtąd aż trzy kraje: Salwador, Honduras i Nikaraguę. Całe szczęście, że właściciel trucka pozwolił nam jechać w kabinie w drodze powrotnej. Podsumowując: jeśli tylko będziecie w La Union, koniecznie jedźcie na ten punkt widokowy – możecie się tam dostać własnym samochodem (o ile nie ma niskiego podwozia) albo z panem Luisem (więcej info).

Salwador to naprawdę ciekawy kraj, niesłusznie pomijany przez wielu turystów. Warto dać mu szansę, wspiąć się na wulkan (albo i dwa), odpocząć w malowniczym miasteczku na szlaku Ruta de la Flores, spróbować surfingu i słynnych pupusas.

Podobał Wam się wpis? Bądźcie na bieżąco, śledząc gadulcowego FANPAGE’A oraz INSTAGRAM (bez nadmiernego lukru i fotoszopu ;)). Zachęcam również do zapisania się do NEWSLETTERA (co 2-3 tygodnie wysyłam osobiste listy, z niepublikowanymi wcześniej informacjami i zdjęciami), subskrybowania naszego KANAŁU NA YOUTUBE oraz pozostawienia komentarza pod wpisem. To bardzo mobilizuje do dalszej pracy nad blogiem. Z góry dziękuję!

zarezerwuj pokójrevolut bonus Jeśli przydały Wam się porady zamieszczone na Gadulcu i jesteście w trakcie planowania własnej podróży, będziemy bardzo wdzięczni za dokonanie rezerwacji przez powyższe linki. Nie martwcie się – to nie wpłynie na cenę noclegu, samochodu czy lotu, a dzięki prowizji będziemy mogli dalej rozwijać bloga. W prezencie od nas macie również 25zł przy otwarciu konta w Revolut. Dzięki! :)