Na Dach Afryki można wejść siedmioma różnymi szlakami. My wybraliśmy 6-dniowy trekking na Kilimandżaro trasą Machame (nazywaną potocznie Whisky Route). Jest nieco trudniejsza, niż Marangu, czyli Coca-Cola Route. W poniższym wpisie znajdziecie opis wyprawy (dzień po dniu), którą odbyliśmy na początku listopada 2021 roku.

DZIEŃ I: Machame Gate >>> Machame Camp

Punkt startowy: 1800 m n.p.m.
Punkt końcowy: 3000 m n.p.m.
Czas przejścia: około 4,5h

Rano kierowca z agencji, u której wykupiliśmy trekking odebrał nas z guesthouse’u w Moshi i zawiózł pod biuro, gdzie dopełniliśmy formalności i poznaliśmy wszystkie osoby z naszego teamu. Okazało się, że będziemy jedynymi uczestnikami wyprawy, a wraz z nami na Kilimandżaro będzie wchodziło 2 przewodników, kucharz i 8 tragarzy. Byliśmy w lekkim szoku, że do naszej dwójki została przydzielona aż 11-osobowa grupa, ale koniec końców każdy miał co robić i nikt się nie obijał 😊

Do Machame Gate, czyli bramy Parku Narodowego Kilimandżaro, jechaliśmy około 45 minut. Następnie nasi przewodnicy kupowali bilety, załatwiali pozwolenia i porządkowali bagaże. Trekking rozpoczęliśmy koło południa i praktycznie cały dzień szliśmy przez piękny, zielony las. Trasa nie była zbyt wymagająca, po drodze zjedliśmy zawartość wcześniej otrzymanego lunch boxa (kurczak, frytki, bułka, sok, jogurt, banan, jabłko, samosa z warzywami, ciastka, czekoladka). Złapał nas również przelotny deszcz, także już pierwszego dnia przydała się kurtka przeciwdeszczowa.

Po dotarciu na camping czekał na nas rozstawiony namiot – w przedsionku znajdował się stół i 2 krzesła, a w sypialni materace oraz nasze główne bagaże (małe plecaki nosiliśmy sami, duże były transportowane przez dzielnych tragarzy). Po chwili otrzymaliśmy miski z ciepłą wodą do odświeżenia się oraz przekąskę (popcorn/orzeszki) i ciepłe napoje. Tuż po zmroku (koło 19:00) zjedliśmy przepyszną, dwudaniową kolację. Następnie był czas na odprawę, czyli krótkie omówienie kolejnego dnia z naszymi przewodnikami (zawsze pytali o nasze samopoczucie oraz mierzyli nam saturację). Mniej więcej tak samo wyglądały kolejne cztery dni, gdy popołudniu docieraliśmy na kemping.

DZIEŃ II: Machame Camp >>> Shira Camp

Punkt startowy: 3000 m n.p.m.
Punkt końcowy: 3850 m n.p.m.
Czas przejścia: 4h

Pobudka koło godziny 7:00, poranny „prysznic” (= miski z ciepłą wodą), przebranie się oraz pakowanie plecaków. Następnie smakowite śniadanie i… czas ruszać w drogę! Koniec lasów oznaczał nowe, przepiękne widoki i ogromną przestrzeń, która rozciągała się aż po horyzont. Drugiego dnia weszliśmy na 4000 metrów n.p.m., ale obóz był nieco niżej – na 3750 m n.p.m. Z Shira Camp jest obłędny widok na Kilimandżaro. Załapaliśmy się również na cudowny zachód słońca!

Tego dnia doszliśmy do kempingu bardzo wcześnie, więc zjedliśmy ciepły lunch już na miejscu. Następnie mieliśmy czas na odpoczynek, a przed kolacją wybraliśmy się na krótki spacer po okolicy – widzieliśmy jaskinie, w których kiedyś (przed erą namiotów) nocowali wspinacze oraz dotarliśmy na punkt widokowy.

DZIEŃ III: Shira Camp >>> Barranco Camp

Punkt startowy: 3850 m n.p.m.
Punkt końcowy: 3900 m n.p.m. (po drodze aklimatyzacja na Lava Tower na wysokości 4600 m n.p.m.)
Czas przejścia: 5h

Trzeci dzień i znów zmiana krajobrazu – tym razem było księżycowo i wulkanicznie. Początek to dość łagodna trasa, która wiedzie między głazami, kamieniami i bombami wulkanicznymi. Niektóre przypominają gigantyczne grzyby i robią spore wrażenie (szczególnie, jeśli w tle widać Dach Afryki).

Po niecałych 3 godzinach dotarliśmy do Lava Tower na wysokość 4600 m n.p.m. Na miejscu zjedliśmy zawartość lunch boxa (bardzo podobną do tego z pierwszego dnia) i dość szybko zaczęliśmy zejście do Barranco Camp, ponieważ było nam chłodno i lekko kropiło. Po około 2h marszu pomiędzy endemicznymi gatunkami roślin (tj. Dendrosenecio Kilimanjari) dotarliśmy do malowniczego Barranco Camp.

Aklimatyzacja na Lava Tower to bardzo dobry pomysł – można sprawdzić jak organizm zachowuje się na sporej już wysokości bez przeciążania go (ostatecznie nocuje się 700 metrów niżej).

DZIEŃ IV: Barranco Camp >>> Barafu Camp

Punkt startowy: 3900 m n.p.m.
Punkt końcowy: 4600 m n.p.m.
Czas przejścia: 6h

Początek trasy to wspinaczka – pierwszy (i ostatni) raz musieliśmy użyć rąk, aby wejść na kilka półek skalnych. Spokojnie – to nic trudnego (w razie czego można liczyć na pomoc przewodników). Choć podobno w czasach przedcovidowych na tym odcinku tworzyły się korki.

W słoneczne dni trasa jest bardzo malownicza – niestety nie mieliśmy tego szczęścia i podziwialiśmy głównie chmury. W drodze zjedliśmy przepyszny, ciepły lunch w Karanga Camp, a następnie zaczęliśmy podejście do Barafu Camp. Trasa wiedzie przez kamienną pustynię, a pod koniec jest dość stroma i męcząca. Padający „gradośnieg” niejako zmusił nas do jak najszybszego dojścia do celu i ukrycia się w przytulnym namiocie. Na szczęście później się przejaśniło i zobaczyliśmy Kilimandżaro na wyciągnięcie ręki.

Tego dnia kolacja była nieco wcześniej, a odprawa trwała dłużej. Omawialiśmy szczegółowo atak szczytowy, który rozpoczynaliśmy o północy. Koło 19:00 staraliśmy się zasnąć, chociaż nie było to łatwe ze względu na rosnącą ekscytację połączoną z lekkim strachem.

DZIEŃ V: Barafu Camp >>> Uhuru Peak >>> Mweka Camp

Punkt startowy: 4600 m n.p.m.
Punkt końcowy: 5850 m n.p.m. >>> 3000 m n.p.m.
Czas wejścia na szczyt: 6-8h
Czas zejścia ze szczytu do Barafu Camp: 2-3h
Czas zejścia z Barafu Camp do Mweka Camp: 3-4h

To zdecydowanie najtrudniejszy i najbardziej męczący dzień całego trekkingu. Pobudka o 23:00 po 3-4h snu (jak dobrze pójdzie – niektórzy w ogóle nie potrafią zasnąć na wysokości 4600). Czas na herbatę, przekąski i ubranie 5-6 warstw. Atak szczytowy rozpoczęliśmy o północy. Powolutku pięliśmy się w górę oświetlając sobie drogę czołówkami. Było bardzo wietrznie, ale bielizna termoaktywna, dwie pary spodni, trzy pary rękawic, 2 bluzki, 3 kurtki, 3 pary skarpet i super ciepła czapka dawały radę 😊 Co kilkadziesiąt minut robiliśmy krótką przerwę na złapanie oddechu i energożelki. Nie dało się siedzieć dłużej, niż kilka minut, bo robiło się lodowato. Góry nocą to nie przelewki! W plecaku miałam tylko 2,5 litra wody, aparat fotograficzny i parę przekąsek, a wydawał mi się baaaardzo ciężki. Przez ostatnie godziny pomógł mi go nieść przewodnik (za co byłam mu ogromnie wdzięczna).

Wreszcie, po około 6 godzinach wędrówki, gdy słońce powolutku wychyliło się zza horyzontu, dotarliśmy na pierwszy szczyt Kilimandżaro – Stella Point (5756 m n.p.m.). Moje siły magicznie wróciły, zaczęłam robić zdjęcia i nie mogłam opanować ogromu radości, która we mnie wzbierała.

Niecałą godzinę później stanęliśmy na Dachu Afryki – Uhuru Peak (5850 m n.p.m.). Tym samym zdobyliśmy najwyższą wolnostojącą górę świata, w dodatku o wschodzie słońca. Duma, łzy szczęścia, uśmiech nieschodzący z twarzy. Coś pięknego, nie do opisania słowami!

Trekking na Kilimandżaro zakończył się sukcesem! Jeszcze „tylko” musieliśmy wrócić do bazy, a po krótkiej przerwie zejść do kempingu położonego na 3000 metrów. Ta część dnia okazała się równie męcząca jak nocna wspinaczka na szczyt. Do Barafu Camp schodziliśmy stromą ścieżką (jedyny raz przydały nam się wtedy kije trekkingowe). Na miejsce dotarliśmy około 11:00. Po godzinnej drzemce i pysznym brunchu (nie myślcie sobie, że brunche jada się tylko w fancy kawiarniach – na 4600 m n.p.m. też można!) ruszyliśmy do Mweka Camp. Droga była stroma i wyboista. Pod koniec nasze kolana odmawiały posłuszeństwa, ale po około 3 godzinach dotarliśmy na miejsce. Padnięci, ale szczęśliwi! Potem standardowo: „prysznic” w postaci miski z ciepłą wodą, kolacja, krótka odprawa i do spania. 

DZIEŃ VI: Mweka Camp >>> Mweka Gate

Punkt startowy: 3000 m n.p.m.
Punkt końcowy: 1637 m n.p.m.
Czas przejścia: 2,5h

Ostatni dzień trekkingu na Kilimandżaro zaczęliśmy od śniadania i oficjalnego pożegnania się z całą ekipą. Był to czas na wspólne zdjęcia, pogawędki oraz wręczenie napiwków.

Zejście do Mweka Gate, gdzie czekał na nas bus, zajęło nam 2,5 godziny. Szlak był dość łagodny i wiódł przez las. Po drodze widzieliśmy małpki, interesujące rośliny oraz piękną, kolorową dżdżownicę. Już przed południem dotarliśmy do naszego guesthouse’u w Moshi, gdzie wreszcie mogliśmy wciąż prawdziwy prysznic.

TREKKING NA KILIMANDŻARO – PODSUMOWANIE

Wyprawa na Kilimandżaro to jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia! Droga Machame jest różnorodna i zaskakująca – krajobraz zmienia się praktycznie każdego dnia! Uważam, że 6 dni to optymalny czas na eskapadę, w czasie której zdobywa się Dach Afryki. Pod kątem wysiłku zdecydowanie najtrudniejszy jest atak szczytowy, czyli dzień piąty. W pozostałe dni przejścia zajmują średnio 4-5 godzin, więc nie są specjalnie męczące (chyba, że kogoś dopadnie choroba wysokościowa, przeziębienie czy biegunka – wtedy jest dużo ciężej).

Cena wyprawy jest dość wysoka (tutaj przeczytacie więcej na temat wydatków, pakowania się oraz przygotowań), trzeba się trochę namęczyć, ale dla nieziemskich widoków i ogromnej satysfakcji po zdobyciu jednego z siedmiu szczytów Korony Ziemi naprawdę WARTO wybrać się na trekking na Kilimandżaro!

Jeśli macie jakiekolwiek pytania w sprawie trekkingu – pytajcie śmiało w komentarzu lub wiadomości prywatnej (kontakt@gadulec.pl). Byliście kiedyś na wysokogórskiej wyprawie? Jak wrażenia?

zarezerwuj pokójrevolut bonus Jeśli przydały Wam się porady zamieszczone na Gadulcu i jesteście w trakcie planowania własnej podróży, będziemy bardzo wdzięczni za dokonanie rezerwacji przez powyższe linki. Nie martwcie się – to nie wpłynie na cenę noclegu, samochodu czy lotu, a dzięki prowizji będziemy mogli dalej rozwijać bloga. W prezencie od nas macie również 25zł przy otwarciu konta w Revolut. Dzięki! :)